19.12.15

Przebiegło przez głowę #6

Stare przysłowie mówi:
Masz syna, pilnujesz syna. Masz córkę - pilnujesz połowy miasta.

Kurcze... to będzie jakiś milion łebków.

22.9.15

Trzy tygodnie później... wciąż jakby wczoraj.

Kiedy w rodzinie pojawia się nowy obywatel, to przez dłuższą chwilę należy się liczyć z potężnymi zawirowaniami. Nawet jeśli wydaje się, że już przecież znamy ten problem i nic nie powinno nas zaskoczyć, to rzeczywistość znajdzie sposób, by sprostować nasze wyobrażenia.

Tatuś-Bajarz już prawie zapomniał jak to jest, gdy trzeba się przebierać dwa razy przed wyjściem do pracy, bo... jajecznica, bo płatki z mlekiem, bo niezwykle klejący buziak...
I wszystko to jest słodkie i zrozumiałe i cudownie się to wszystko wspomina, ale również - jak bardzo to męczy i denerwuje.

Całkiem niedawno - w nadzwyczaj obrazowy sposób - Tatuś-Bajarz przekonał się, jak dobrymi obserwatorami potrafią być dzieci i jak łatwo przejmują nasze zachowania i reakcje.

Młoda jest na świecie od niemal trzech tygodni, ale zdążyła już (niestety) spędzić trochę czasu w samochodzie na niezbędnych wizytach i sprawunkach. Cóż - z każdym następnym obywatelem w rodzinie zmniejsza się ilość czasu na "te sprawy". Staraliśmy się załatwić wszystko jak najszybciej, ale nie zawsze udało nam się zdążyć przed końcem jej drzemki. Budziła się wtedy niepocieszona. Najwyraźniej miała tego dnia bardzo kiepski dzień, bo w pewnym momencie dała nam jasno do zrozumienia...



... że jeśli nie zwolnimy, to dopiero da nam popalić.

Bo z dziećmi  trzeba intensywnie, ale powoli. Na pośpiech zawsze znajdzie się czas.

9.9.15

Morning has broken...


Wprawdzie nie był to poranek, a wieczór, ale na brak powodów do podziękowań Tatuś-Bajarz nie mógł narzekać.

Młoda sama miała czas na codzienne marudzenie, ale dziś postanowiła sobie na chwilę odpuścić. W radiu już od pewnego czasu leciała jakaś stara płyta. Młoda zakwiliła (niebezpiecznie dając do zrozumienia, że zaraz może zapłakać.


Tatuś-Bajarz wziął ją więc na ręce, a wtedy z głośników popłynęło:



Młoda - obrana w gustowny ciemnozielony bodziak ze Snoopym - utonęła w ramionach Tatusia-Bajarza. Ucichła przy tym prawie natychmiast, a pod koniec piosenki dała do zrozumienia, że mała Panna będzie teraz odpoczywać.

Tatuś-Bajarz - ubrany w nieco mniej gustowny, ale praktyczny T-shirt, z całkiem świeżymi oznakami noszenia dziecka na rękach - dreptał w małym kółeczku. On również był bardzo cicho.


I tak trwali sobie w jej pierwszym tańcu.


A Młody zasypiał właśnie z Ukochaną w małym pokoju.

7.9.15

Młoda... i teraz mi łyso.

Tatuś-Bajarz ledwie zdążył zakończyć poprzedni wpis - ten o oczekiwaniu, a w domu pojawił się nowy powód do skreślenia kilku słów.
No może nie ledwie, ale jeśli macie szczęście posiadania dzieci (zwłaszcza tych niewielkich i w ilości przekraczającej jedną sztukę), to zapewne zrozumiecie względność czasu w tym wypadku.

Najpierw Młody poszedł do zerówki. Nowa szkoła i nowe znajomości na początku nieco go onieśmielały, ale wszystko wskazuje na to, że mu się tam spodobało. Nawet system zmianowy, wymuszony przez ilość dzieci z jednego rocznika, nie rzucał cienia na ten nowy etap. Co więcej, Młodemu poprawił się apetyt.
Ale apetytem nie będziemy się zajmować.

Młodszy - na razie trwa w beztrosce nie wiedząc nawet, że z przyczyn punktowych i deograficznych na jakiś czas upiekło mu się ze żłobkiem.

No i był jeszcze Brzuszek. Z jakiegoś powodu postanowił on nie ujawniać się do końca. Za to nagle postanowił regularnie o sobie przypominać. I na tym właściwie minęła nam ostatnia środa. No prawie.

Ukochana wydawała się znajdować wiele przyjemności w straszeniu Tatusia-Bajarza pytaniami o wszelkie możliwe trasy dojazdu do szpitala. Zrobiła mu nawet test na wyrywki, co miałby zrobić, gdyby do szpitala nie zdążyli.
Żarty wydawały się jednak trochę mniej zabawne, gdy wieczorem Młody i Młodszy poszli już spać, a Brzuszek dalej dokazywał.

Kiedy udało nam się znaleźć opiekę dla chłopców, ruszyliśmy w rajd przez miasto. Był to oczywiście "rajd" głównie w sensie umownym. Znaki wyznaczały prędkość, Tatuś-Bajarz zwalnial przed zakrętami, a całą trasa była... cóż tu dużo mówić. Głównie nocna...
A potem pojawiła się Młoda.

Wczesnym... bardzo wczesnym rankiem Tatuś-Bajarz wrócił do domu, by stawić czoła jeszcze jednemu wyzwaniu. Jeszcze śpiący, usiadł na kanapie i spojrzał na Młodszego. Ten zapytał tylko "Gdzie Mama?"

Tatuś-Bajarz wyobraził sobie, jak okropnym przeżyciem dla Potomków musiało byc obudzenie się w domu bez Ukochanej. Kiedy jednak w kilku słowach usłyszeli, co wydarzyło się w nocy, obydwaj spojrzeli pytająco: "I co teraz?"

- A teraz - zaczął Tatuś-Bajarz - idę się ogolić. Kto chce popatrzeć?

I wszyscy trzej pomaszerowali do łazienki.

1.9.15

Oczekiwanie... jak ja nie cierpię oczekiwania. Zawsze coś się przegapi.

Są - w szczególności - dwie sytuacje, których Tatuś-Bajarz bardzo nie lubi.
Pierwszą z nich jest pośpiech. Drugą oczekiwanie.W obu przypadkach prawie zawsze coś się skopie, przeoczy, o czymś zapomni  i kto wie, co jeszcze.

Sęk w tym, że Tatuś-Bajarz (wraz z Ukochaną) są właśnie w stanie intensywnego Oczekiwania, a Trzecia Przesyłka - jakby wzorując się na swoich braciach - wcale się nie spieszy, choć jej termin właśnie minął.

No nie powiem, że się tego nie spodziewaliśmy, ale ponieważ przez ostatnie kilka lat nagromadziło nam się trochę "patyny", to i rzeczy do zrobienia "na wczoraj" nie brakuje. Ukochana z resztą całkiem aktywnie potrafi odnaleźć wszystkie niezbędne, choćby najmniejsze, robótki.
I tak przez ostatnie tygodnie Tatuś-Bajarz bawił się w cieślę, murarza, glazurnika, hydraulika oraz ogólnie pojmowaną złotą rączkę i logistyka. Prawie nie starczało mu czasu na balkonowy ogródek.

Rozwiązywaliśmy problemy, jeden za drugim, z taką intensywnością, że któregoś wieczoru, gdy usiedliśmy na spokojnie (eufemistycznie rzecz ujmując), zauważyliśmy, że zapomnieliśmy przedyskutować i zaplanować jeszcze kilku - dość waznych - szczegółów. Oczekując na Trzecią Przesyłkę najwyraźniej wpadliśmy w taką rutynę, że zapomnieliśmy - na przykład - zatankować Familiobus - to był ten moment, gdy Tatuś-Bajarz wreszcie kupił kanister, o któym mówił od dwóch lat. Później niż zwykle zapakowaliśmy też walizkę szpitalną, później wyeksmitowaliśmy Młodszego z łóżeczka (ku naszemu zaskoczeniu zniósł przenosiny, bez jednej kropli sprzeciwu - twarda sztuka).
Fotelik przyjechał w ostatniej chwili i nagle zorientowaliśmy się, że nie da się go zamontować do naszego obecnego, terenowego, wózka spacerowego.
- Tatusiu-Bajarzu - zaczęła Ukochana niepokojąco spokojnie.
- Tak? - odparł zagadniony, pozornie spokojnie.
- ...a co zrobimy z wózkiem?
- ...przecież mamy wózek. Oh... wait... Tym drugim wózkiem...?
-  ahm. - wzięła wdech i...

No bo nie zastanowiliśmy się, czy bierzemy pojedynczy, czy kombi, czy się tam fotelik wpina, czy duże kółka i jaka waga, i żeby nam w samochodzie się mieścił...

- A kolor? - Tatuś-Bajarz nie do końca był pewien, czy zadał to pytanie, bo zmęczony ostatnimi tygodniami i nieco przygnieciony nadcodzącymi, powoli odpłynął w sen, w którym po podwórku ganiał wszelkie możliwe rodzaje wózków. Te zaś, w nosie mając zasady, grały w piłkę pod zakazem gry w piłkę, jeździły na hulajnogach po parkingu i ciągnęły za warkocze małe spacerówki.

Jak dobrze - pomyślał jeszcze tylko - że Ukochana tak nad wszystkim panuje.


10.8.15

Twardym być... Yyyyjasne.

Ten temat mógł się już kiedyś na blogu Tatusia-Bajarza. Młody dostarczył mu przecież niejednej takiej rozterki. Ale po tych kilku latach wydawało się, że odporność już odrobinę wzrosła.
Tatuś-Bajarz już wiedział, że dziecku nie można na wszystko pozwalać, ani ustępować zbyt często.  Dziecko musi wiedzieć,  że dorośli mają swoje, Bardzo Ważne, Sprawy i czasem muszą zrezygnować z przyjemności zabawy z pociechą.
Tyle tytułem teorii.

Dzisiaj Tatuś-Bajarz spieszył się na spotkanie.  Jednakże Młodszy dawał jasno do zrozumienia, że domek z klocków sam się nie zbuduje. Postawiliśmy więc fundamenty a czas uciekał. Młodszy nie opuszczał i trzeba było postawić parter.
W połowie pierwszego piętra (po małej aferze) Ukochanej udało się zastąpić Tatusia-Bajarza i mógł on (w wielkim pośpiechu)  wyszykować się do wyjścia.  Jednak...

...gdy tylko powiedział "Do zobaczenia, kochana Rodzinko!", usłyszał w odpowiedzi kląskanie bosych stópek na posadzce, a zaraz potem zza rogu wybiegł Młodszy. Ubrany w pieluszkę, z rękami szeroko rozpostartymi i z twarzyczką w zapłakanym uśmiechu.

Tatuś-Bajarz usłyszał jeszcze dziecięce "Tatooo... " i już wiedział,  że dziś się spóźni.

29.7.15

Marzenia Spełnione

Nie bójmy się powiedzieć tego wprost... Tatuś-Bajarz długo nie pisał. Oficjalnie trzymamy się wersji, w której każdy zasługuje na wakacje i krótki (bądź dłuższy) odpoczynek od czynności powszednich.

Tatuś-Bajarz dodatkowo swoje wakacje wypełnia również przygotowaniami do nadejścia kolejnej Przesyłki. I wszystko wskazuje na to, że razem z Ukochaną doczekają się wreszcie Młodej.

Dziś jednak Tatuś-Bajarz chce Wam się pochwalić spełnionymi ( i wciąż spełnianymi) marzeniami. I obiecuje, że będzie krótko i treściwie. Bo dziś ma on Urodziny, a od samego rana...

























Bardzo wszystkim dziękuję... ale Familii najbardziej.

21.5.15

Tato to ja... – znów



A jednak... okazało się, że Tatuś-Bajarz nie do końca miał rację w sprawie czasopism dla ojców i ani się obejrzał a już udzielał wywiadu do najnowszego „Tato, to ja”. To już trzeci numer tego wydania specjalnego i Bajarz chętnie poczytałby jeszcze kilka.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tym numerem, to poczytajcie, co możecie w nim znaleźć.

Zacznę od tego, że Tatuś-Bajarz znalazł się tutaj w doborowym towarzystwie. Na stronach poświęconych blogom znajdziecie Supertatę, BlogOjca i Oczekując. Jest mi niezmiernie miło i zachęcam do odwiedzenia również innych Tatusiów.
(C) Supertata.tv

A co do samego numeru. Jakkolwiek stereotypowo to może zabrzmieć najbardziej zainteresował mnie (i odrobinę rozczarował) krótki artykuł na temat samochodów rodzinnych. Akurat tak się złożyło, że razem z Ukochaną (oraz w oczekiwaniu na trzecią Przesyłkę) poszukiwaliśmy nowego kandydata na familiowóz. Przedstawiono propozycje najlepszych rozwiązań w kilku przedziałach cenowych i opisano je pod kilkoma najważniejszymi aspektami. Niestety – i to był właściwie jedyny powód rozczarowania – wszystkie propozycje dotyczyły rodzin 2+1 lub 2+2. Szanowna redakcjo – w następnym numerze prosimy o przekrój aut dla 2+3 i 2+4. Jestem pewien, że odbiorcy się znajdą.

Niezwykle cenne wskazówki znajdziecie w krótkim artykule na temat organizacji czasu. Rodzic musi sobie zdać sprawę, jak bardzo dziecko zmienia jego plan dnia. Tych kilka porad może oszczędzić Wam mnóstwa nerwów i trochę czasu.

Ogólne wrażenie z całego numeru jest takie, że jest to jednak odcinek dla ojców bardzo świeżych, lub oczekujących. Ale nie oznacza to, że Ci bardziej „doświadczeni' nie znajdą tu czegoś dla siebie. Być może wydaje Wam (nam) się, że wiecie już dużo – i wtedy nagle czytacie „Usypianie po ojcowsku”. Wszystkie stereotypy przez chwilę przelatują przed oczami, a potem pojawia się olśnienie – to działa.

Już na początku znajdziecie artykuł, który powinien stać się podstawowym argumentem za tym, by takich czasopism ukazywało się więcej. Rola ojca i jego podejście do dzieci bardzo się zmieniają, ale obowiązujący stereotyp jest wciąż cokolwiek krzywdzący. Ojciec ma swoje obowiązki i powinien strzec granic, których dziecku nie wolno przekraczać. Ale ma też swoje prawa. I o tym też możecie tu poczytać. Nie znajdziecie tu wszystkiego, ale to co znajdziecie, może Was przyjemnie zaskoczyć. No... i jest parę słów od Tatusia-Bajarza...

Mam nadzieję, że uda Wam się jeszcze dostać ten numer w kioskach. Ja wracam do lektury.




11.4.15

Rozmowy nieuniknione #3

Młody nam dojrzewa i niestety pojawiły sie te chwile, gdy Potomek zaczął przy kasach sięgać po to, co znajduje w zasięgu ręki.

Uwaga petitem:
Odstępy między kasami mogłyby być nieco większe. Dzieci nie miałyby wtedy szans na zrzucenie jakiegoś towaru, za który rodzice będą później zmuszeni zapłacić. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie nie byłoby poprawne handlowo... sprzedażowo, lecz, jako konsument, takie mam zdanie. W takim Kauflandzie, na przykład, są specjalne kasy, przy których nie ma słodyczy i rodzice mogą uniknąć niepotrzebnych kłótni. No ale my byliśmy w Lidlu.

Zazwyczaj Młody sięgał po małe groszki, lizaki albo batonika. Tym razem na najbliższej mu (i najniższej) półce znajdowały się owocowe prezerwatywy MONDOS w dwunastopaku...

Jesteśmy dorośli, prawda? Przecież się nie będziemy peszyć i czerwienić...

- Weźmy jeszcze to - zaczął nieśmiało Młody podając nam pudełko.
- To jeszcze nie będzie Ci, synku, potrzebne. - odparł Tatuś-Bajarz.
- Będzie - powiedział, jak zawsze przekorny, Młody. Po czym dodał - a co to jest?
- Zabezpieczenie - szybko i rzeczowo rzuciła Ukochana.
- Przed czym? - dopytywał Młody. Pudełko wciąż trzymał w ręku, a kolejka robiła się coraz dłuższa.
- Przed dziećmi - tym razem odpowiedzi znów udzielił Tatuś-Bajarz.

W tym miejscu Tatuś-Bajarz i Ukochana spojrzeli sobie w oczy i zdali sobie sprawę, że przecież Młody już czyta i bardzo szybko może tę dyskusję sprowadzić na jeszcze bardziej niezręczne tory...

- Nieprawda! - cicho wykrzyknął Młody bacznie wpatrując się w czerwone pudełko. - to jest przeciw bakteriom!
- Jedno drugiego nie wyklucza synku - powiedział Tatuś-Bajarz w głębi serca zadowolony, że właściwie nie powiedział jescze niczego niezgodnego z prawdą. Niemniej jednak kasa się już zbliżała i przyszła pora na kontratak.

- A Ty wiesz synku, jak długo trzeba potem taką bakterię myć? Normalnie całe życie...

Ukochana pogłaskała Młodego w rozczochraną czuprynę. Wprawdzie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wyjęła mu pudełko z rąk i pokazała małą półkę pod wózkiem, na której mógł sobie usiąść.
Uśmiech na jej twarzy był bardzo zaraźny... khm... zaraźliwy.

6.4.15

Przepowiadanie przyszłości

Mechanizmy rządzące komunikacją w rodzeństwie były dla Tatusia-Bajarza ciekawym zagadnieniem. Jako jedynakowi pozostawały mu obserwacje poczynione u kuzynów. Notował sobie w głowie wszelkie wskazówki na temat zachowań i ich konsekwencji. Och - ileż tam było kłótni i krzyków i każdy miał rację... i potem nagle wszyscy dorośliśmy,

A teraz Tatuś-Bajarz ma dwóch Potomków (i Przesyłkę w drodze) i stara się sięgnąć pamięcią do wszystkich tych "notatek".

Problemem, który od niedawna spędza mu sen z powiek jest konieczność przewidywania przeszłości. wychowanie już jednego Potomka jest wyzwaniem - przyjemnością, ale przede wszystkim wyzwaniem. Korzystanie z doświadczenia własnego i zasłyszanego pozwala mieć nadzieję, że Potomek będzie kimś, z kogo będziemy dumni. Nie tak literacko i szumnie - "bo każdy rodzic kocha swoje dziecko i jest z niego dumny" - ale tak prawdziwie, z uczuciem spokoju o przyszłość Potomka i ze świadomością dobrze wykonanej roboty.

Ale czasy się zmieniają... okoliczności się zmieniają... inne technologie, poziom wiedzy i kształcenia, czy wreszcie społeczeństwo i małe społeczności, w których ląduje Potomek, i z któych przez całe swoje życie czerpie wzorce. Nie zawsze są to wzorce godne czerpania. A jaki będzie efekt końcowy? Przyjdzie poczekać i się dowiedzieć.

A wracając do liczby mnogiej - jedno dziecko to wyzwanie, A Dwoje... czy prawie Troje?

Na dziś Tatuś-Bajarz z Ukochaną martwią się o to jak pogodzić Młodego i Młodszego w zakresie wzajemnie wyrywanych zabawek i drobnych szturchańców. Ale gdy dzieci śpią obydwoje zastanawiają się (Tatuś-Bajarz pewnie bardziej, bo Ukochana musi się lepiej wysypiać), co mogą zrobić, by w przyszłości Młody, Młodszy i Przesyłka szanowali się wzajemnie, wspierali i - co najważniejsze - potrafili siebie słuchać i ze sobą rozmawiać.

Gdyby tylko był na to jakiś wzór - no nawet matematyczny - to... ech... pewnie wtedy równie dobrze każdy mógłby wygrać szóstkę w totka.

11.3.15

Tato... to ja.

Tatuś-bajarz miał kiedyś okazję zamienić kilka zdań z Supertatą na temat czasopism dla ojców. Zdań było tylko kilka, bo tytułów tego rodzaju jest jak na lekarstwo. Tatusiowie sa po prostu zbyt zabiegani wokół pociech, by jeszcze czytać, albo pisać na ten temat...

Nie... zaraz... to bzdura. Przecież tatusiowie piszą i blogują na ten temat. Po prostu gazet brakuje.

Na szczęście nie brakuje czasopism dla mam. Kiedy więc Ukochana nie widzi, Tatuś-bajarz bierze sobie okładkę od jakiegoś Muratora, czy Heavy Metalu, wkłada do środka "Mamo to ja",  siada na kanapie, lub innym "ustronnym" miejscu i czyta. Kiedy potem niechcący zdradzi się ze świeżo nabytą wiedzą, Ukochana udaje zdziwienie i nie daje po sobie poznać, że przecież wie o wszystkim.

W każdym razie w łapki Tatusia-bajarza trafiło jubileuszowe wydanie Murat... (siła nawyku) Mamo to ja. A w nim same dwudziestki (jak na dwudziestolecie przystało). Przynajmniej kilka z nich mocno przykuło uwagę Tatusia. Na przykład 20 Gadżetów ułatwiających życie. No bo który tata nie lubi gadżetów, które ułatwiają życie? Akurat ten dział zainteresował również Młodego, który co chwilę składał propozycje, co należy kupić, by łatwiej zajmowac się Młodszym. Ot taka troskliwa bestia.
Dział 20 rad dla rodziców niejadka jest stanowczo za skąpy, ale już dział 20 filmów - no tu było bardziej bogato, ale nie obyło się bez wewnętrznych sporów. Tatuś-bajarz zerknął jeszcze raz na tytuł i zrozumiał, że to filmy bardziej dla mam i wewnętrzne spory ustąpiły miejsca wewnęrznemu niepokojowi, że teraz będzie musiał sobie takich filmów sam poszukać. Było również 20 filmów dla dzieci i Tatuś-bajarz ze zdumieniem stwierdził, że większość z nich oglądał już z całą rodzinką. Uśmiechnął się więc i przeszedł do działu, który zaintrygował go najbardziej.

20 książek - no tu Tatuś-bajarz mógł się odprężyć i czytać z przyjemnością. I czytał i czytał i zgadzał się  i podziwiał jaki to ma gust zgodny z gazetą, gdy nagle...

No nie może być... przeczytał raz jeszcze 20 pozycji powoli i dokładnie.

Moja droga gazetko - tak nie może być. Zgubiliście gdzieś "Kubusia Puchatka" - jak to możliwe? O nie... na brak Kubusia ja się nie zgadzam!

Potem gazetę przejęła Ukochana. Udała, że nie widzi kilku zawiniętych rogów (gazetom się zdarza). Skomplementowała artykuł o badaniach i o mocy w mleku, a potem zapytała, gdzie schowałem ostatni paragon za pieluchy, bo okazało się, że można wygrać ich kwartalny zapas.
Może Wam się do wyda zabawne, ale Tatuś-bajarz uznał to za całkiem sensowną lokatę w domowy budżet - to znaczy jeśli wygramy.



26.2.15

Tatuś-Bajarz gra w kulki...

Raz na jakiś czas Tatuś-Bajarz dostaje wychodne. Czasem udaje mu się wyjść samemu, czasem zabiera ze sobą całą Rodzinkę. Bo tak jest zdecydowanie fajniej. Jednak w ostatnią niedzielę Rodzinka musiała zostać w domu, a Tatuś-Bajarz wybrał się na spotkanie blogerów. Ale nie jakieś takie zwyczajne. #BFWawa to spotkanie w atmosferze niemal rodzinnej. Nawet sceptyczny w stosunku do takich deklaracji Tatuś-Bajarz czuł tę przyjemną atmosferę piknikowego weekendu, gdzie można się było spotkać z każdym i porozmawiać o wszystkim. Tym razem można też było pograć w kręgle albo spróbować zrobic jaskółkę.














Takie spotkania odbywają się w Warszawie cyklicznie. To było już czwarte, a zaczęło się od małej grupki ludzi, którzy dziś dumnie nazywaję się Matkami i Ojcami założycielami.
Matki i Ojcowie założyciele. 














Sprytnie! Super Tata Szczęśliwa Tato Mobi Ci od Godzilli - to przez nich i dzięki nim takie spotkania są możliwe. I bardzo dobrze, że im się chce coś takiego organizować, bo wtedy nam chce się na to przychodzić. Ach... no i nie obyło się bez odrobiny czarnego humoru. Ponieważ w HulaKula mieliśmy dla siebie trzy tory za darmo, musieliśmy się jakoś oznaczyć. Super Tata, miał na to super rozwiązanie:
Spotkania odbywają się pod wspólną nazwą Bloggers Family - i chodzi tu o rodzinę blogerską a nie blogera z rodziną. Możemy się więc spotkać z najróżniejszymi tematami, historia, moda, warsztat - co kto chce. Jednak sam fakt, że przychodzimy i się spotykamy zupełnie prywatnie jest absolutnie wspaniały.I jeśli chcecie przyjść z całą rodziną - te ręce są tak samo szeroko otwarte.

I jeszcze jedna sprawa. Tatuś-Bajarz jest bardzo wyczulony na punkcie prywatności - własnej oraz pociech (nie tylko własnych). Dlatego zdjęć dzieci stara się nie zamieszczać. Niemniej jednak tego jednego zdjęcia nie mógł nie zamieścić i wystarał się o specjalne pozwolenie od Modeli. To, zdaniem Bajarza, kwintesencja rodzinności i przyjaznej atmosfery tego spotkania.














Dość powiedzieć, że młody człowiek na tym zdjęciu wypunktował Tatusia-Bajarza w kręgle. Ale następnym razem Bajarz zabierze Młodego i Młodszego do pomocy. I już.



Edit: z radości i pośpiechu zapomniałem dodać, że zdjęcia do wpisu zostały "skradzione" od Przemka z Tato.mobi. Skradłbym jeszcze od Marcina-Super Taty, ale on jeszcze się nie rozpisał.

20.2.15

Dzień uczuć mieszanych i z łezką w oku.

Tatuś-Bajarz in prima persona... Bo i jemu się zdarza.

Drogi blogopamiętniczku. To był bardzo dziwny dzień, wieńczący bardzo dziwny tydzień. Nie ma chyba na tym padole rodzica, który kiedyś nie popstrykałby sie z dzieckiem. No i mi też się zdarza, a że wychodzę z założenia, że dla dobra dziecka nie wszystko mu wolno, to zdarza mi się to częściej niż innym. 

Zwłaszcza z Młodym i zwłaszcza częściej niż tym, którzy nie zabraniają mu niczego. Dziecku potrzebna jest odrobina rozpuszczenia... odrobina zepsucia. Dopóki są to odrobiny i dopóki nie podkopują rodzicielskiego autorytetu. 

No ale zdarza się, a ja nie piszę tu o tym zbyt często. Bo i po co? 

Ten tydzień jednak obfitował w takie mniejsze i większe spięcia. Po trochu dlatego, że Młody wreszcie zakończył dłuższą przerwę przedszkolną (i głowę miał pełną nowych psot), po trochu, bo stara się bardzo mocno realizować bunt czterolatka, a po trochu dlatego, że i ja mam niemało na głowie. Przez cały tydzień byłem więc przez syna "zerowany", krojony na plasterki, wyganiany z domu (lub do innej rodziny), albo wyrzucany przez okno. Wiecie - wszystkie te rzeczy, które dzieci życzą, rodzicom, a rodzice udają, że ich to nie rusza (i po kątach szlochają ukradkiem). I po całym takim tygodniu nadszedł piątek. 

A w piątek w przedszkolu Młodego było przedstawienie z okazji Dnia Babci i Dziadka. Tak - opóźnione o miesiąc, ale wcześniej były jasełka i ferie i dzieci musiały się odpowiednio przygotować. Młody do przedszkola wyszedł dziś bez buziaka dla taty. Bo to był jeden z tych poranków.

Tak więc było przedstawienie i Młody brał w nim udział i był - w sensie recytatorskim  - genialny. Zero tremy, intonacja na miejscu, emisja godna pozazdroszczeniai jeszcze ta odrobina nonszalancji, gdy wychodząc na środek sceny zgrabnym ruchem ręki wkręcił koleżankę w piruet. 
Ten duet miał do wygłoszenia krótki wierszyk, a potem mieli jeszcze zaśpiewać (choć lip-sync byłby bardziej akuratnym terminem) piosenkę, która w swobodny sposób nawiązywała do okazji. 

Problem w tym, że kiedy Młody wrócił na swoje miejsce i recytację zaczęły inne pary, on nie mógł spokojnie ustać w miescu. Nie był zdenerwowany, czy zniecierpliwiony. On najzwyczajniej w życiu dobrze się bawił i on już wtedy wiedział, że to jest jego dzień. Pomyślałem sobie, że na następnym podobnym przedstawieniu, Młody powinien śpiewać "To ja typ niepokorny".

Jakiż ja byłem (i nadal jestem) z niego cholernie dumny. Jak chciałem krzyczeć z radości, bić brawo i tupać. Jak bardzo pragnąłem go wtedy uściskać...
Zamiast tego, z Młodszym na rękach, musiałem na chwilę wyjść. W pomieszczeniu było bardzo duszno i strasznie spociły mi się oczy.

Niestety, Nie mogłem powiedzieć Młodemu, jak bardzo jest wspaniały, bo na przedstawieniu byli też Inni i...

...Tatuś-Bajarz na jakiś czas zszedł na dalszy plan. Nadal też nie dostał swojego buziaka, i już nie może się doczekać.

14.2.15

Turlaj ziemniaka!

Dzień zaczął się prawie normalnie. To znaczy śpiąco i ziewnie. Niemniej jednak była to Sobota i Tatuś-Bajarz na chwilkę dłużej pozostał w okolicach kołdry, podczas gdy Ukochana, Młody i Młodszy realizowali swoje sobotnie plany z różnym stopniem nasilenia decybeli. Słuchawka na chwilę wypadła mu z ucha i właśnie wtedy usłyszał głos Ukochanej:

- Turlaj ziemniaka!

Przez moment Tatuś-Bajarz był zszokowany. Ukochana zazwyczaj nie odzywa się w ten sposób do nikogo. Tymczasem teraz najwyraźniej oberwało się jednej z pociech. A może... Przez głowę Tatusia-Bajarza przemknęła przeraźliwie chłodna myśl.
- A może to do mnie? Może o czymś zapomniałem? Może przegapiłem coś bardzo ważnego i taraz mam przerąbane?

Z miną - na wszelki wypadek - skruszoną Tatuś-Bajarz ruszył w kierunku kuchni. Szykował się na wszystko, ale nie spodziewał się, że gdy tam wejdzie, to ujrzy... Młodszego, który siedzi na podłodze i turla sobie ziemniaka.

Wyobraźnia płata czasem srogie figle.

Po południu pojechaliśmy sobie na bardzo ważne zakupy. Młody szykuje się do karnawałowego balu i trzeba było nabyć niezwykle istotne elementy stroju. Różdżkę (czarodzieja, a nie wróżki, kapelusz, surowiec na płaszcz i takie tam różne drobiazgi).

Zakupy, zwłaszcza weekendowe, to zawsze wyzwanie. Pociechy nie są jeszcze w nich zaprawione, więc zazwyczaj robią to co potrafią najlepiej, a my staramy się nad tym zapanować. Bywa ciężko, ale liczy się przede wszystkim efekt końcowy. Dziś udało się częściowo, ale płaszcz czarodzieja będzie pierwszej klasy.

Domownicy już pospali, a Tatuś-Bajarz wie, że to był dobry dzień. Spędziliśmy trochę czasu razem - w pełni rodzinnie, był spacer i wspólny posiłek.
Nikt o niczym nie zapomniał i nikt się na nikogo nie obruszył, bo tak naprawdę... my mamy tu Walentynki na co dzień. Ale tylko jedną sobotę w tygodniu. Nie możemy jej zmarnować.

25.1.15

Obserwacje nie do końca poprawne...

Tatuś-Bajarz miał to szczęście, że, gdy był w wieku swoich dzieci, w telewizorze było tylko półtora programu, a i to w okrojonych godzinach. Kiedy więc pojawiły się jakiekolwiek audycje podróżnicze, czy przyrodnicze, to  oglądał je z zapartym tchem. Szczególnie lubił te programy, które w najbliższy możliwy sposób ocierały sie o egzotykę. Pieprz i Wanilia, czy Morze były pełne kolorów nawet, gdy były oglądane na Neptunie 424. A gdy zaczęły się inne programy... i gdy w domu pojawił się nowy, kolorowy, telewizor - świat stanął przed Tatusiem-Bajarzem otworem, a wyobraźnia rozpoczęła ucztę.
Któż nie marzył o podróżach w dzikie i niepoznane strony i odkrywaniu nowych gatunków zwierząt i roślin. Obserwacja zachowań zwierząt w ich naturalnym środowisku to również niezapomniane przeżycie dla młodego badacza. I te wszystkie - zupełnie ludzkie - zachowania: prymitywne narzędzia z gałązek do łowienia termitów, czy z kamienia, którymi ptaki pomagały sobie przy rozłupywaniu orzechów. Cudowne i niezapomniane.

Ale dziś w domu Tatusia-Bajarza nie ma telewizora. I nawet nie można powiedzieć, że odczuwamy jego brak. Po prostu jest tak wiele czynników kradnących czas, że ten jeden można sobie darować. I nie brakuje też obserwacji - choć zamiast zwierząt wrażeń dostarczają Młody i Młodszy. I jest nawet ten rozpoznawalny głos Krystyny Cz. mówiący o tym jak...

Młodszy, początkowo niecierpliwie i dość chaotycznie, próbuje wspiąć się na kanapę. Niestety on sam jest niewiele wyższy od swojej przeszkody, a ledwie co rozwinięte mięśnie nie dają rady unieść jego niewielkiego ciężaru na tyle, by mógł się złapać i podciągnąć. Po kilku próbach wydaje z siebie okrzyk złości i chwilowej bezsilności. Rozgląda za kimś, kto pomógłby mu w tym zadaniu. 
Młody, który tę sztukę opanował już w stopniu bardzo dobrym, przyjmuje postawę rodziców - jeśli nie potrafisz, to znaczy, że to jeszcze nie dla ciebie.

Odwraca się plecami do Młodszego i zajmuje się swoimi sprawami. Młodszy ponownie wydaje z siebie okrzyk. Rozgląda się i wkrótce jego zainteresowanie pada na dużą i twardą poduszkę. Przyciąga ją w pobliże kanapy i w ten sposób robi sobie schodek. Teraz już nie ma najmniejszego problemu z wejściem na kanapę. 

Problem widzą - dumni, lecz zaniepokojeni - rodzice...