Dzień zaczął się prawie normalnie. To znaczy śpiąco i ziewnie. Niemniej jednak była to Sobota i Tatuś-Bajarz na chwilkę dłużej pozostał w okolicach kołdry, podczas gdy Ukochana, Młody i Młodszy realizowali swoje sobotnie plany z różnym stopniem nasilenia decybeli. Słuchawka na chwilę wypadła mu z ucha i właśnie wtedy usłyszał głos Ukochanej:
- Turlaj ziemniaka!
Przez moment Tatuś-Bajarz był zszokowany. Ukochana zazwyczaj nie odzywa się w ten sposób do nikogo. Tymczasem teraz najwyraźniej oberwało się jednej z pociech. A może... Przez głowę Tatusia-Bajarza przemknęła przeraźliwie chłodna myśl.
- A może to do mnie? Może o czymś zapomniałem? Może przegapiłem coś bardzo ważnego i taraz mam przerąbane?
Z miną - na wszelki wypadek - skruszoną Tatuś-Bajarz ruszył w kierunku kuchni. Szykował się na wszystko, ale nie spodziewał się, że gdy tam wejdzie, to ujrzy... Młodszego, który siedzi na podłodze i turla sobie ziemniaka.
Wyobraźnia płata czasem srogie figle.
Po południu pojechaliśmy sobie na bardzo ważne zakupy. Młody szykuje się do karnawałowego balu i trzeba było nabyć niezwykle istotne elementy stroju. Różdżkę (czarodzieja, a nie wróżki, kapelusz, surowiec na płaszcz i takie tam różne drobiazgi).
Zakupy, zwłaszcza weekendowe, to zawsze wyzwanie. Pociechy nie są jeszcze w nich zaprawione, więc zazwyczaj robią to co potrafią najlepiej, a my staramy się nad tym zapanować. Bywa ciężko, ale liczy się przede wszystkim efekt końcowy. Dziś udało się częściowo, ale płaszcz czarodzieja będzie pierwszej klasy.
Domownicy już pospali, a Tatuś-Bajarz wie, że to był dobry dzień. Spędziliśmy trochę czasu razem - w pełni rodzinnie, był spacer i wspólny posiłek.
Nikt o niczym nie zapomniał i nikt się na nikogo nie obruszył, bo tak naprawdę... my mamy tu Walentynki na co dzień. Ale tylko jedną sobotę w tygodniu. Nie możemy jej zmarnować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz