17.2.18

SOR z Marchewulą

Sprawa jest bardzo świeża, a rany - w pewnym sensie - jeszcze się goją.

Kilka dni temu Młodszy wrócił z przedszkola z nosem co nieco spuszczonym na kwintę. Okazało się, że w niewyjaśnionych okolicznościach Pan Marchewula, z którym Młodszy spędza dużo przedsennego czasu, został poszkodowany.
Młodszy potrafi spędzić dzień lub dłużej bez kontaktu z Marchewulą, ale świadomość, że coś mu się stało, czyni to niemal niemożliwym.
I teraz powiedzmy sobie po męsku - każdy potrzebuje czasem kogoś takiego. Kogoś do wygadania, wyściskania, a czasem także do rzucenia o ścianę w złości na cały świat. Po to właśnie stworzono pluszowe misie i wszelkie ich pochodne.

Pan Marchewula doznał otwartego wybicia (wyprucia) stawu barkowego z prawdopodobnym przemieszczeniem. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze...

 
Nie było czasu do stracenia. Pluszak cierpiał, wata uciekała przez palce, a oczęta Młodszego zaczynały wilgotnieć. Tatuś-Bajarz przygotował niezbędne narzędzia, i choć Marchewula nie wyglądał na zadowolonego, trzeba było przystąpić do ratowania naderwanej kończyny.









Po długiej i męczącej walce z własnymi słabościami oraz czasie potrzebnym na przypomnienie sobie umiejętności związanych z precyzyjną chirurgią kosmetyczną pluszaków, Tatuś-Bajarz mógł wypuścić pacjenta do domu. Wprawdzie czeka go jeszcze chwilowy czas rekonwalescencji, ale wychodzi na to, że wszystko zakończy się dobrze. 




Najważniejsze, że Młodszy odetchnął z ulgą...