26.2.15

Tatuś-Bajarz gra w kulki...

Raz na jakiś czas Tatuś-Bajarz dostaje wychodne. Czasem udaje mu się wyjść samemu, czasem zabiera ze sobą całą Rodzinkę. Bo tak jest zdecydowanie fajniej. Jednak w ostatnią niedzielę Rodzinka musiała zostać w domu, a Tatuś-Bajarz wybrał się na spotkanie blogerów. Ale nie jakieś takie zwyczajne. #BFWawa to spotkanie w atmosferze niemal rodzinnej. Nawet sceptyczny w stosunku do takich deklaracji Tatuś-Bajarz czuł tę przyjemną atmosferę piknikowego weekendu, gdzie można się było spotkać z każdym i porozmawiać o wszystkim. Tym razem można też było pograć w kręgle albo spróbować zrobic jaskółkę.














Takie spotkania odbywają się w Warszawie cyklicznie. To było już czwarte, a zaczęło się od małej grupki ludzi, którzy dziś dumnie nazywaję się Matkami i Ojcami założycielami.
Matki i Ojcowie założyciele. 














Sprytnie! Super Tata Szczęśliwa Tato Mobi Ci od Godzilli - to przez nich i dzięki nim takie spotkania są możliwe. I bardzo dobrze, że im się chce coś takiego organizować, bo wtedy nam chce się na to przychodzić. Ach... no i nie obyło się bez odrobiny czarnego humoru. Ponieważ w HulaKula mieliśmy dla siebie trzy tory za darmo, musieliśmy się jakoś oznaczyć. Super Tata, miał na to super rozwiązanie:
Spotkania odbywają się pod wspólną nazwą Bloggers Family - i chodzi tu o rodzinę blogerską a nie blogera z rodziną. Możemy się więc spotkać z najróżniejszymi tematami, historia, moda, warsztat - co kto chce. Jednak sam fakt, że przychodzimy i się spotykamy zupełnie prywatnie jest absolutnie wspaniały.I jeśli chcecie przyjść z całą rodziną - te ręce są tak samo szeroko otwarte.

I jeszcze jedna sprawa. Tatuś-Bajarz jest bardzo wyczulony na punkcie prywatności - własnej oraz pociech (nie tylko własnych). Dlatego zdjęć dzieci stara się nie zamieszczać. Niemniej jednak tego jednego zdjęcia nie mógł nie zamieścić i wystarał się o specjalne pozwolenie od Modeli. To, zdaniem Bajarza, kwintesencja rodzinności i przyjaznej atmosfery tego spotkania.














Dość powiedzieć, że młody człowiek na tym zdjęciu wypunktował Tatusia-Bajarza w kręgle. Ale następnym razem Bajarz zabierze Młodego i Młodszego do pomocy. I już.



Edit: z radości i pośpiechu zapomniałem dodać, że zdjęcia do wpisu zostały "skradzione" od Przemka z Tato.mobi. Skradłbym jeszcze od Marcina-Super Taty, ale on jeszcze się nie rozpisał.

20.2.15

Dzień uczuć mieszanych i z łezką w oku.

Tatuś-Bajarz in prima persona... Bo i jemu się zdarza.

Drogi blogopamiętniczku. To był bardzo dziwny dzień, wieńczący bardzo dziwny tydzień. Nie ma chyba na tym padole rodzica, który kiedyś nie popstrykałby sie z dzieckiem. No i mi też się zdarza, a że wychodzę z założenia, że dla dobra dziecka nie wszystko mu wolno, to zdarza mi się to częściej niż innym. 

Zwłaszcza z Młodym i zwłaszcza częściej niż tym, którzy nie zabraniają mu niczego. Dziecku potrzebna jest odrobina rozpuszczenia... odrobina zepsucia. Dopóki są to odrobiny i dopóki nie podkopują rodzicielskiego autorytetu. 

No ale zdarza się, a ja nie piszę tu o tym zbyt często. Bo i po co? 

Ten tydzień jednak obfitował w takie mniejsze i większe spięcia. Po trochu dlatego, że Młody wreszcie zakończył dłuższą przerwę przedszkolną (i głowę miał pełną nowych psot), po trochu, bo stara się bardzo mocno realizować bunt czterolatka, a po trochu dlatego, że i ja mam niemało na głowie. Przez cały tydzień byłem więc przez syna "zerowany", krojony na plasterki, wyganiany z domu (lub do innej rodziny), albo wyrzucany przez okno. Wiecie - wszystkie te rzeczy, które dzieci życzą, rodzicom, a rodzice udają, że ich to nie rusza (i po kątach szlochają ukradkiem). I po całym takim tygodniu nadszedł piątek. 

A w piątek w przedszkolu Młodego było przedstawienie z okazji Dnia Babci i Dziadka. Tak - opóźnione o miesiąc, ale wcześniej były jasełka i ferie i dzieci musiały się odpowiednio przygotować. Młody do przedszkola wyszedł dziś bez buziaka dla taty. Bo to był jeden z tych poranków.

Tak więc było przedstawienie i Młody brał w nim udział i był - w sensie recytatorskim  - genialny. Zero tremy, intonacja na miejscu, emisja godna pozazdroszczeniai jeszcze ta odrobina nonszalancji, gdy wychodząc na środek sceny zgrabnym ruchem ręki wkręcił koleżankę w piruet. 
Ten duet miał do wygłoszenia krótki wierszyk, a potem mieli jeszcze zaśpiewać (choć lip-sync byłby bardziej akuratnym terminem) piosenkę, która w swobodny sposób nawiązywała do okazji. 

Problem w tym, że kiedy Młody wrócił na swoje miejsce i recytację zaczęły inne pary, on nie mógł spokojnie ustać w miescu. Nie był zdenerwowany, czy zniecierpliwiony. On najzwyczajniej w życiu dobrze się bawił i on już wtedy wiedział, że to jest jego dzień. Pomyślałem sobie, że na następnym podobnym przedstawieniu, Młody powinien śpiewać "To ja typ niepokorny".

Jakiż ja byłem (i nadal jestem) z niego cholernie dumny. Jak chciałem krzyczeć z radości, bić brawo i tupać. Jak bardzo pragnąłem go wtedy uściskać...
Zamiast tego, z Młodszym na rękach, musiałem na chwilę wyjść. W pomieszczeniu było bardzo duszno i strasznie spociły mi się oczy.

Niestety, Nie mogłem powiedzieć Młodemu, jak bardzo jest wspaniały, bo na przedstawieniu byli też Inni i...

...Tatuś-Bajarz na jakiś czas zszedł na dalszy plan. Nadal też nie dostał swojego buziaka, i już nie może się doczekać.

14.2.15

Turlaj ziemniaka!

Dzień zaczął się prawie normalnie. To znaczy śpiąco i ziewnie. Niemniej jednak była to Sobota i Tatuś-Bajarz na chwilkę dłużej pozostał w okolicach kołdry, podczas gdy Ukochana, Młody i Młodszy realizowali swoje sobotnie plany z różnym stopniem nasilenia decybeli. Słuchawka na chwilę wypadła mu z ucha i właśnie wtedy usłyszał głos Ukochanej:

- Turlaj ziemniaka!

Przez moment Tatuś-Bajarz był zszokowany. Ukochana zazwyczaj nie odzywa się w ten sposób do nikogo. Tymczasem teraz najwyraźniej oberwało się jednej z pociech. A może... Przez głowę Tatusia-Bajarza przemknęła przeraźliwie chłodna myśl.
- A może to do mnie? Może o czymś zapomniałem? Może przegapiłem coś bardzo ważnego i taraz mam przerąbane?

Z miną - na wszelki wypadek - skruszoną Tatuś-Bajarz ruszył w kierunku kuchni. Szykował się na wszystko, ale nie spodziewał się, że gdy tam wejdzie, to ujrzy... Młodszego, który siedzi na podłodze i turla sobie ziemniaka.

Wyobraźnia płata czasem srogie figle.

Po południu pojechaliśmy sobie na bardzo ważne zakupy. Młody szykuje się do karnawałowego balu i trzeba było nabyć niezwykle istotne elementy stroju. Różdżkę (czarodzieja, a nie wróżki, kapelusz, surowiec na płaszcz i takie tam różne drobiazgi).

Zakupy, zwłaszcza weekendowe, to zawsze wyzwanie. Pociechy nie są jeszcze w nich zaprawione, więc zazwyczaj robią to co potrafią najlepiej, a my staramy się nad tym zapanować. Bywa ciężko, ale liczy się przede wszystkim efekt końcowy. Dziś udało się częściowo, ale płaszcz czarodzieja będzie pierwszej klasy.

Domownicy już pospali, a Tatuś-Bajarz wie, że to był dobry dzień. Spędziliśmy trochę czasu razem - w pełni rodzinnie, był spacer i wspólny posiłek.
Nikt o niczym nie zapomniał i nikt się na nikogo nie obruszył, bo tak naprawdę... my mamy tu Walentynki na co dzień. Ale tylko jedną sobotę w tygodniu. Nie możemy jej zmarnować.

25.1.15

Obserwacje nie do końca poprawne...

Tatuś-Bajarz miał to szczęście, że, gdy był w wieku swoich dzieci, w telewizorze było tylko półtora programu, a i to w okrojonych godzinach. Kiedy więc pojawiły się jakiekolwiek audycje podróżnicze, czy przyrodnicze, to  oglądał je z zapartym tchem. Szczególnie lubił te programy, które w najbliższy możliwy sposób ocierały sie o egzotykę. Pieprz i Wanilia, czy Morze były pełne kolorów nawet, gdy były oglądane na Neptunie 424. A gdy zaczęły się inne programy... i gdy w domu pojawił się nowy, kolorowy, telewizor - świat stanął przed Tatusiem-Bajarzem otworem, a wyobraźnia rozpoczęła ucztę.
Któż nie marzył o podróżach w dzikie i niepoznane strony i odkrywaniu nowych gatunków zwierząt i roślin. Obserwacja zachowań zwierząt w ich naturalnym środowisku to również niezapomniane przeżycie dla młodego badacza. I te wszystkie - zupełnie ludzkie - zachowania: prymitywne narzędzia z gałązek do łowienia termitów, czy z kamienia, którymi ptaki pomagały sobie przy rozłupywaniu orzechów. Cudowne i niezapomniane.

Ale dziś w domu Tatusia-Bajarza nie ma telewizora. I nawet nie można powiedzieć, że odczuwamy jego brak. Po prostu jest tak wiele czynników kradnących czas, że ten jeden można sobie darować. I nie brakuje też obserwacji - choć zamiast zwierząt wrażeń dostarczają Młody i Młodszy. I jest nawet ten rozpoznawalny głos Krystyny Cz. mówiący o tym jak...

Młodszy, początkowo niecierpliwie i dość chaotycznie, próbuje wspiąć się na kanapę. Niestety on sam jest niewiele wyższy od swojej przeszkody, a ledwie co rozwinięte mięśnie nie dają rady unieść jego niewielkiego ciężaru na tyle, by mógł się złapać i podciągnąć. Po kilku próbach wydaje z siebie okrzyk złości i chwilowej bezsilności. Rozgląda za kimś, kto pomógłby mu w tym zadaniu. 
Młody, który tę sztukę opanował już w stopniu bardzo dobrym, przyjmuje postawę rodziców - jeśli nie potrafisz, to znaczy, że to jeszcze nie dla ciebie.

Odwraca się plecami do Młodszego i zajmuje się swoimi sprawami. Młodszy ponownie wydaje z siebie okrzyk. Rozgląda się i wkrótce jego zainteresowanie pada na dużą i twardą poduszkę. Przyciąga ją w pobliże kanapy i w ten sposób robi sobie schodek. Teraz już nie ma najmniejszego problemu z wejściem na kanapę. 

Problem widzą - dumni, lecz zaniepokojeni - rodzice...

29.12.14

Rozmowy nieuniknione #2

W pośpiesznym sprzątaniu po śniadaniu w koszu wylądowała łyżeczka do herbaty. Tatuś-Bajarz przystąpił do akcji odzyskiwania sztućca. Zauważył to Młody:
- No tak!, Jak Młodszy, albo ja grzebiemy w śmietniku, to się gniewacie, a tata, to może?
Na co Ukochana:
- Tata jest archeologiem - tata może.

22.12.14

Tatuś-Bajarz na wychodnym...

Poprzedni tydzień był dość ciężki, ale zakończył się dobrze. Wszyscy wrócili do domu i można było rozpocząć weekend i następny etap wyścigów ku spokojnym Świętom.
Wcześniej jednak Tatuś-Bajarz dostał od Rodzinki wychodne, a szczęśliwy traf chciał, że akurat w sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie odbywała się Blogowigilia 2014 (#BLOGOWIGILIA). Była to specjalnie zaaranżowana impreza dla osób z całej Polski, które zajmują się pisaniem lub opowiadaniem w internecie - o wszystkim, jak również (a jakże) o niczym. Wśród ponad 600 osób znalazło się miejsce również dla osób piszących o swoich pociechach i radościach i smutkach z tym związanych.

Jednak wszystkich branż i rodzajów, i tematyk było tam po prostu w bród.

To co się często kojarzy z takim spotkaniami to olbrzmymi ładunek pozytywnej energii, hurraoptymizmu i entuzjazmu któy nie zawsze i nie wszystkim może wydawać się szczery. To jednak trzeba przeżyć, żeby zrozumieć. Kiedy spotyka się taka masa ludzi napędzanych przede wszystkim pasją nie sposób nie zarazić się dobrym humorem i chęciami do dalszego pisania.

Tatuś-Bajarz choć zmęczony po ostatnim tygodniu i z natury wyciszony również zachłysnął się niemałym łykiem tych dobrych emocji. Jak można było się nie zachłysnąć - przyjęcie zorganizowane w galerii Stadionu Narodowego, dla 600 osób, a mimo to dopięte na ostatni i niajcieplejszy guzik. Każdy czuł się gospodarzem i VIPem jednocześnie, a do tego...

A do tego można było poznać wielu ludzi, któzy mają podobną pasję i nie wstydzą się o tym rozmawiać.
Tatuś-Bajarz z pewną taką nieśmiałością i zdumieniem niemałym również i na tym polu dał się ponieść. I teraz nie mógłby się tym nie pochwalić, bo chciałby, żebyście i Wy mogli poczytać, co Oni mają do powiedzenia. To przede wszystkim dwie mamy Agnieszka i Aleksandra oraz dwóch tatków: Marcin i Przemek .

To doprawdy niesamowite uczucie. Każdy rodzic czuje się przecież kimś specjalnym, ale jak się takich osób zbierze więcej...To się czują wyjątkowo specjalni - nawet jeśli głównym objawem jest powitalny pisk...wrzask... "DZIŚ MAM WOLNE!!!"

Post Scriptum -Zorganizowanie takiej imprezy nie udałoby się bez odpowiedniego zastępu sponsorów. A tych nie zabrakło.
No i prezenty - też były. Choć w przypadku Tatusia-Bajarza zostały one dość szybko rozparcelowane - łącznie z opakowaniem...

18.12.14

Pierwsza noc w szpitalu.

Gdy Tatuś-Bajarz był jeszcze dzieckiem, jego mama często opowiadała mu historię o tym, co zrobił Dziadek-Bajarz, gdy się dowiedział o narodzinach swojego potomka. A Dziadek-Bajarz mianowicie ze szczęścia zaczął chodzić na rękach. Rodzicielka mogła to obserwować wyłącznie przez szpitalne okno ponieważ ówczesna polityka (a może medycyna) nie zezwalała na tak wczesny kontakt z noworodkiem komukolwiek, kto nie był jego mamą.

Lata minęły i trochę się w tej materii pozmieniało. Tatuś-Bajarz na przykład miał szczęście towarzyszyć przyjściu na świat obu swoim pociechom. I byłoby pięknie, gdyby na takich wizytach się skończyło.

Ale świat nie jest idealny i prawdopodobieństwo, że któraś z pociech będzie potrzebowała pomocy ze strony służby zdrowia jest całkiem niemałe. Aby nie szukać daleko – jest na tym blogu wpis o pociętych paluszkach. Tym razem jednak chodziło o coś innego. O zabieg właściwie na tyle rutynowy, że aż szkoda się na jego temat rozpisywać. Niemniej jednak...

Kiedy dziecko trafia do szpitala trudno cokolwiek uważać za rutynę. Nawet jeśli nie jesteśmy lekarzami, zdajemy sobie sprawę, że każdy przypadek jest inny. A ponieważ jesteśmy rodzicami, to wiemy również, że akurat nasze dziecko jest wyjątkowe.
Tatuś-Bajarz był... a właściwie nadal jest zestresowany maksymalnie. Z burzą myśli, rozstrojem nerwowym, wybiciem z rytmu i stressraką włącznie (pardon my French). Ale nie byłby sobą, gdyby nie szukał jakichś dobrych stron (poza tą, że zabieg ma pomóc, co jest chyba oczywiste). I tak skupił się właśnie na tym, że on, Tatuś-Bajarz, nawet jako ten surowy czasem ojciec, będzie mógł wesprzeć swoją pociechę w tych chwilach strachu i dyskomfortu. I pomyślał sobie: jakie to szczęście, że mogę w szpitalu zostać na noc z Młodym.

I teraz, kiedy Młody chrapie w łóżeczku obok, Tatuś-Bajarz myśli o całym dniu, który właśnie minął, o tych wszystkich rodzicach, którzy starali się równie mocno nie okazać strachu – by pocieszyć własne dzieci. I o tym, jak niemal do samego zaśnięcia Młody odrzucał myśl o tym, że spędzi noc poza domem. A kiedy już ją zaakceptował i powiedział, że w ostateczności może do domu wrócić jutro, wydał się swojemu ojcu najodważniejszą i najdzielniejszą istotą pod Słońcem.


Tatuś-Bajarz wie, że rano strach zapewne znów zagości w oczach Młodego, i że on sam będzie robił wszystko, by nie pokazać synowi, jak się martwi, ale na razie... na razie Młody śpi. I niech śni sobie kolorowo.