... jeden z dni tak ciężkich, że od rana do wieczora wszysko jest ciężkie. Ciężko się wstaje, ciężko z domu wychodzi, ludzie najpierw nie chcą wpuscić do metra, a potem z niego wypuścić. Na koniec.. ech ciężko o tym gadać.
Jestem ostatnio w "odstawce" i muszę się z tym pogodzić. Sytuacja wygląda tak, że od dwóch tygodni opiekę nad Młodym przejęli dziadkowie. Najpierw jedni, potem drudzy. Jakby tego było mało - od kilku dni przez większą część dnia przebywam poza domem.
Mimo swojego ponad dwuletniego stażu Młody wciąż jest zaskakującą nowością dla mnie i Ukochanej - jako syn, oraz dla jednych i drugich dziadków - jako wnuk. Po prostu nie jesteśmy jeszce oswojeni ze wszystkimi jego możliwościami. W związku z czym, cały czas pobytu poza domem zastanawiam się, co tam moje Szczęście porabia i czy Babcia i Dziadek na pewno czują się "Uszczęśliwieni". Jednocześnie martwię się czy jednak jakieś Licho się na to Szczęście nie zasadziło i co mogło z tego wyniknąć niedobrego. Potem wracam do domu...
... i oddycham z ulgą widać jak radośnie znika mi z pola widzenia i biegnie się bawić samochodami, gdy tylko się upewni, że wróciłem.
Po obiedzie zaś siadam spokojnie do pracy i rozpoczynam prasówkę. Wtedy biorą mnie diabli.
Kolejne dziecko znalezione w szafie, albo pod lodem, albo rzucone na posadzkę, albo zamknięte w beczce, albo...
"Pobity trzymiesięczny chłopczyk walczy o życie"
W tym momencie brakuje mi wszelkich cenzuralnych słów. Bo jeśli gnojowi jednemu z drugą dziecko nie było potrzebne, to niech go sobie nie robi. Teraz nawet jeśli go skażą, wyjdzie po paru latach, a zdrowia i życia to nikomu nie zwróci.
Dlaczego nie można w kodeksie przewidzieć kary przymusowej sterylizacji takich elementów? Dlaczego nie można zadbać o to, żeby czarcie nasienie nie przekazywało swojej ułomnej puli genów na następne pokolenia?
Wybaczcie, jeśli uniosłem się za mocno, ale czasem przychodzi kiepski dzień i jedna taka informacja przepełnia czarę cierpliwości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz