26.5.16

Weekend na ostrej... Iluzji.

W ostatnią sobotę cała familia wróciła do domu bardzo późno. Może nie było to "późno" w sensie zegarowym, ale na pewno w sensie psychomotorycznym. Młoda i Młodszy zasnęli jeszcze w drodze powrotnej i wszelkie próby ułożenia ich w jakiejkolwiek innej przestrzeni niż ta pomiędzy poduszką a kołdrą były z góy skazane na porażkę. Przez chwilę wydawało się, że Młody będzie sprawiał kłopoty, a to z powodu nadmiaru ekscytujacych wrażeń i planowania magicznych sztuczek na następny dzień. Wkrótce jednak również i Młodego dogoniło zmęczenie i smacznie zasnął w swoim pokoju.
Tatuś-Bajarz usiadł na chwilę przed klawiaturą z gorącym postanowieniem napisania relacji niemal na żywo. Problem w tym, że sam już ledwo żył. Zerknął na Ukochaną. Spała. A wszystko przez Farmę Iluzji i zupełnie niespodziewanie aktywny weekend.

A było tak: Tatuś-Bajarz, wraz z całą rodzinką, wybrał się na weekendową wyprawę w poszukiwaniu odrobiny nierealnej zabawy. Przy okazji miało dojść do kolejnego cyklicznego spotkania Bloggers Family Wawa. Jeśli chodzi o to ostatnie to od razu oszczędźmy sobie szczegółów. Było to chyba największe spotkanie blogerów, na którym spotykali się oni wielokrotnie, ale też nie zawsze... spotkali się na dobre. Bo większość z nich zabrała ze sobą Małych Odkrywców Iluzji.

- Tato... - zapytał Młody - a jak to się dzieje, że ta woda leci z tego kranu?

- No więc... - zaczął Tatuś-Bajarz.
- ... a! Już wiem! - wrzasnął zachwycony Młody Odkrywca.
- No... - zdołał dopowiedzieć Rodziciel. Młody, Młodszy oraz Ukochana z Młodą pędzili już w stronę następnej atrakcji.














A tych na Farmie Iluzji jest bez liku. Duża ich część dość destrukcyjnie wpływa na co słabsze błędniki. W każym razie 80% Familii bawiło się setnie, a Tatuś-Bajarz dyskretnie omijał co większe zawirowania. Jakkolwiek krzywy domek należało odwiedzić. Od tej chwili termin "chodzenie po ścianach" przestał być jedynie przenośnią.

Weekend (a konkretnie sobota) na Farmie był rewelacyjny. Szczególnie, że pogoda dopisała. Nie było zbyt gorąco, ale nie wisiały też nad nami chmury. Dzięki temu Młody i Młodszy wypróbowali większość dostępnych atrakcji na świeżym powietrzu. Spotkani Blogerzy informowali wprawdzie, że w obiekcie dostępne są również zabawy "pod dachem", ale na szczęście nie było potrzeby z nich korzystać.
I tak Ukochana z Tatusiem-Bajarzem biegali tam i siam, czasem razem, czasem rozdzielnie, by nadążyć za Młodym i Młodszym, którzy biegali od jednego dmuchańca do drugiego, od bąbli na wodzie, do trampolin... a potem do faraona... a potem do zamku i na "zakręcony domek"... I były jeszcze pokazy na scenie głównej. A tam, jako pierwszy pomocnik El Hodowcy Gołębi, wystąpił nie kto inny jak Młody. Cóż można powiedzieć... czarował jak zawsze.

Ale żeby nie było zupełnie monotargetowo... nie tylko Młodsi znaleźli coś dla siebie.
Kiedy oba Ambarasy były uwięzione w bąblach na wodzie, a Młoda smacznie spała, Tatuś-bajarz dyskretnie potuptał na strzelnicę. Dostępne były łuki i wiatrówki. Na swoją obronę ma tyle, że z wiatrówki prawie nigdy nie strzelał, a z łuku... nie rozdawali tarcz.

Kilka dłuższych chwil później razem z Ukochaną spróbował również swoich sił na Segwayu. O tej atrakcji może lepiej nie mówić za długo. Dość powiedzieć, że jeśli do tej pory Tatuś-Bajarz uważał, że ten pojazd jest wystarczająco odporny na wszelkich użytkowników, to... teraz już tak nie uważa. 



...ale jak mówi stare przysłowie, gdy się spadło z Segwaya, należy się podnieść i wleźć na niego z powrotem. Nawet jeśli ta bestia atakuje Cię pomimo braku kierowcy.

Podczas tej przejażdżki znalazł się czas na prawie wszystko - przede wszystkim na rodzinne się wiązanie, a w przypadku Ukochanej i Tatusia-Bajarza również na rocznicowe Piccolo, które zostało po studencku obalone gdzieś na Szlaku Trapera. Emocji było mnóstwo, i gdyby nie fakt, że ktoś musiał prowadzić Familiobus, to w drodze powrotnej zasnęliby wszyscy wliczając w to Tatusia-Bajarza.
Aby być całkowicie rzetelnym należy wspomnieć o dwóch niewielkich minusach, które warto uwzględnić przed następną wyprawą, by cieszyć się czasem tam spędzonym jeszcze bardziej.
Pierwszym z nich jest sprawa toalety. Niestety, na obiekcie jest tylko jedna toaleta i znajduje się ona w niedalekiej odległości od restauracji. Wprawdzie nie doświadczyliśmy korków i kolejek, ale Młody był zmuszony do sprintu przez niemal cały park. Nam się udało, ale myśl o porażce przez moment kołatała nam się w okolicach tyłu głowy.
Drugi minus dotyczy różnorodności gastronomicznej. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że odwiedzającymi są również dzieci, to oferta restauracji mogłaby być nieco bogatsza, tym bardziej, że pozostałe obiekty gastronomiczne oferowały jedzenie typu Fast Food. Trzeba jednak dodać, że ten drugi minus jest łatwy do ominięcia. Po pierwsze w całym parku jest mnóstwo miejsca na rozłożenie się z rodzinnym piknikiem i nie spotkaliśmy się z tym, żeby obsługa robiła komuś z tym problem. Można więc spokojnie zabrać swój własny posiłek.
Po drugie - jeśli nieodłącznym elementem takiej wyprawy jest dla Was kuchnia ogniskowa/grillowa - w parku przygotowane są ruszty i zapas drewna, z którego można skorzystać, by przygotować sobie własne kiełbaski, czy szaszłyki, a może nawet pieczoną papryczkę.

 Mmm... pycha.





Tatuś-Bajarz chciałby podziękować Farmie Iluzji w imieniu całej Familii. Obiecujemy, że jeszcze będziemy Wam zawracać głowę.











19.12.15

Przebiegło przez głowę #6

Stare przysłowie mówi:
Masz syna, pilnujesz syna. Masz córkę - pilnujesz połowy miasta.

Kurcze... to będzie jakiś milion łebków.

22.9.15

Trzy tygodnie później... wciąż jakby wczoraj.

Kiedy w rodzinie pojawia się nowy obywatel, to przez dłuższą chwilę należy się liczyć z potężnymi zawirowaniami. Nawet jeśli wydaje się, że już przecież znamy ten problem i nic nie powinno nas zaskoczyć, to rzeczywistość znajdzie sposób, by sprostować nasze wyobrażenia.

Tatuś-Bajarz już prawie zapomniał jak to jest, gdy trzeba się przebierać dwa razy przed wyjściem do pracy, bo... jajecznica, bo płatki z mlekiem, bo niezwykle klejący buziak...
I wszystko to jest słodkie i zrozumiałe i cudownie się to wszystko wspomina, ale również - jak bardzo to męczy i denerwuje.

Całkiem niedawno - w nadzwyczaj obrazowy sposób - Tatuś-Bajarz przekonał się, jak dobrymi obserwatorami potrafią być dzieci i jak łatwo przejmują nasze zachowania i reakcje.

Młoda jest na świecie od niemal trzech tygodni, ale zdążyła już (niestety) spędzić trochę czasu w samochodzie na niezbędnych wizytach i sprawunkach. Cóż - z każdym następnym obywatelem w rodzinie zmniejsza się ilość czasu na "te sprawy". Staraliśmy się załatwić wszystko jak najszybciej, ale nie zawsze udało nam się zdążyć przed końcem jej drzemki. Budziła się wtedy niepocieszona. Najwyraźniej miała tego dnia bardzo kiepski dzień, bo w pewnym momencie dała nam jasno do zrozumienia...



... że jeśli nie zwolnimy, to dopiero da nam popalić.

Bo z dziećmi  trzeba intensywnie, ale powoli. Na pośpiech zawsze znajdzie się czas.

9.9.15

Morning has broken...


Wprawdzie nie był to poranek, a wieczór, ale na brak powodów do podziękowań Tatuś-Bajarz nie mógł narzekać.

Młoda sama miała czas na codzienne marudzenie, ale dziś postanowiła sobie na chwilę odpuścić. W radiu już od pewnego czasu leciała jakaś stara płyta. Młoda zakwiliła (niebezpiecznie dając do zrozumienia, że zaraz może zapłakać.


Tatuś-Bajarz wziął ją więc na ręce, a wtedy z głośników popłynęło:



Młoda - obrana w gustowny ciemnozielony bodziak ze Snoopym - utonęła w ramionach Tatusia-Bajarza. Ucichła przy tym prawie natychmiast, a pod koniec piosenki dała do zrozumienia, że mała Panna będzie teraz odpoczywać.

Tatuś-Bajarz - ubrany w nieco mniej gustowny, ale praktyczny T-shirt, z całkiem świeżymi oznakami noszenia dziecka na rękach - dreptał w małym kółeczku. On również był bardzo cicho.


I tak trwali sobie w jej pierwszym tańcu.


A Młody zasypiał właśnie z Ukochaną w małym pokoju.

7.9.15

Młoda... i teraz mi łyso.

Tatuś-Bajarz ledwie zdążył zakończyć poprzedni wpis - ten o oczekiwaniu, a w domu pojawił się nowy powód do skreślenia kilku słów.
No może nie ledwie, ale jeśli macie szczęście posiadania dzieci (zwłaszcza tych niewielkich i w ilości przekraczającej jedną sztukę), to zapewne zrozumiecie względność czasu w tym wypadku.

Najpierw Młody poszedł do zerówki. Nowa szkoła i nowe znajomości na początku nieco go onieśmielały, ale wszystko wskazuje na to, że mu się tam spodobało. Nawet system zmianowy, wymuszony przez ilość dzieci z jednego rocznika, nie rzucał cienia na ten nowy etap. Co więcej, Młodemu poprawił się apetyt.
Ale apetytem nie będziemy się zajmować.

Młodszy - na razie trwa w beztrosce nie wiedząc nawet, że z przyczyn punktowych i deograficznych na jakiś czas upiekło mu się ze żłobkiem.

No i był jeszcze Brzuszek. Z jakiegoś powodu postanowił on nie ujawniać się do końca. Za to nagle postanowił regularnie o sobie przypominać. I na tym właściwie minęła nam ostatnia środa. No prawie.

Ukochana wydawała się znajdować wiele przyjemności w straszeniu Tatusia-Bajarza pytaniami o wszelkie możliwe trasy dojazdu do szpitala. Zrobiła mu nawet test na wyrywki, co miałby zrobić, gdyby do szpitala nie zdążyli.
Żarty wydawały się jednak trochę mniej zabawne, gdy wieczorem Młody i Młodszy poszli już spać, a Brzuszek dalej dokazywał.

Kiedy udało nam się znaleźć opiekę dla chłopców, ruszyliśmy w rajd przez miasto. Był to oczywiście "rajd" głównie w sensie umownym. Znaki wyznaczały prędkość, Tatuś-Bajarz zwalnial przed zakrętami, a całą trasa była... cóż tu dużo mówić. Głównie nocna...
A potem pojawiła się Młoda.

Wczesnym... bardzo wczesnym rankiem Tatuś-Bajarz wrócił do domu, by stawić czoła jeszcze jednemu wyzwaniu. Jeszcze śpiący, usiadł na kanapie i spojrzał na Młodszego. Ten zapytał tylko "Gdzie Mama?"

Tatuś-Bajarz wyobraził sobie, jak okropnym przeżyciem dla Potomków musiało byc obudzenie się w domu bez Ukochanej. Kiedy jednak w kilku słowach usłyszeli, co wydarzyło się w nocy, obydwaj spojrzeli pytająco: "I co teraz?"

- A teraz - zaczął Tatuś-Bajarz - idę się ogolić. Kto chce popatrzeć?

I wszyscy trzej pomaszerowali do łazienki.

1.9.15

Oczekiwanie... jak ja nie cierpię oczekiwania. Zawsze coś się przegapi.

Są - w szczególności - dwie sytuacje, których Tatuś-Bajarz bardzo nie lubi.
Pierwszą z nich jest pośpiech. Drugą oczekiwanie.W obu przypadkach prawie zawsze coś się skopie, przeoczy, o czymś zapomni  i kto wie, co jeszcze.

Sęk w tym, że Tatuś-Bajarz (wraz z Ukochaną) są właśnie w stanie intensywnego Oczekiwania, a Trzecia Przesyłka - jakby wzorując się na swoich braciach - wcale się nie spieszy, choć jej termin właśnie minął.

No nie powiem, że się tego nie spodziewaliśmy, ale ponieważ przez ostatnie kilka lat nagromadziło nam się trochę "patyny", to i rzeczy do zrobienia "na wczoraj" nie brakuje. Ukochana z resztą całkiem aktywnie potrafi odnaleźć wszystkie niezbędne, choćby najmniejsze, robótki.
I tak przez ostatnie tygodnie Tatuś-Bajarz bawił się w cieślę, murarza, glazurnika, hydraulika oraz ogólnie pojmowaną złotą rączkę i logistyka. Prawie nie starczało mu czasu na balkonowy ogródek.

Rozwiązywaliśmy problemy, jeden za drugim, z taką intensywnością, że któregoś wieczoru, gdy usiedliśmy na spokojnie (eufemistycznie rzecz ujmując), zauważyliśmy, że zapomnieliśmy przedyskutować i zaplanować jeszcze kilku - dość waznych - szczegółów. Oczekując na Trzecią Przesyłkę najwyraźniej wpadliśmy w taką rutynę, że zapomnieliśmy - na przykład - zatankować Familiobus - to był ten moment, gdy Tatuś-Bajarz wreszcie kupił kanister, o któym mówił od dwóch lat. Później niż zwykle zapakowaliśmy też walizkę szpitalną, później wyeksmitowaliśmy Młodszego z łóżeczka (ku naszemu zaskoczeniu zniósł przenosiny, bez jednej kropli sprzeciwu - twarda sztuka).
Fotelik przyjechał w ostatniej chwili i nagle zorientowaliśmy się, że nie da się go zamontować do naszego obecnego, terenowego, wózka spacerowego.
- Tatusiu-Bajarzu - zaczęła Ukochana niepokojąco spokojnie.
- Tak? - odparł zagadniony, pozornie spokojnie.
- ...a co zrobimy z wózkiem?
- ...przecież mamy wózek. Oh... wait... Tym drugim wózkiem...?
-  ahm. - wzięła wdech i...

No bo nie zastanowiliśmy się, czy bierzemy pojedynczy, czy kombi, czy się tam fotelik wpina, czy duże kółka i jaka waga, i żeby nam w samochodzie się mieścił...

- A kolor? - Tatuś-Bajarz nie do końca był pewien, czy zadał to pytanie, bo zmęczony ostatnimi tygodniami i nieco przygnieciony nadcodzącymi, powoli odpłynął w sen, w którym po podwórku ganiał wszelkie możliwe rodzaje wózków. Te zaś, w nosie mając zasady, grały w piłkę pod zakazem gry w piłkę, jeździły na hulajnogach po parkingu i ciągnęły za warkocze małe spacerówki.

Jak dobrze - pomyślał jeszcze tylko - że Ukochana tak nad wszystkim panuje.


10.8.15

Twardym być... Yyyyjasne.

Ten temat mógł się już kiedyś na blogu Tatusia-Bajarza. Młody dostarczył mu przecież niejednej takiej rozterki. Ale po tych kilku latach wydawało się, że odporność już odrobinę wzrosła.
Tatuś-Bajarz już wiedział, że dziecku nie można na wszystko pozwalać, ani ustępować zbyt często.  Dziecko musi wiedzieć,  że dorośli mają swoje, Bardzo Ważne, Sprawy i czasem muszą zrezygnować z przyjemności zabawy z pociechą.
Tyle tytułem teorii.

Dzisiaj Tatuś-Bajarz spieszył się na spotkanie.  Jednakże Młodszy dawał jasno do zrozumienia, że domek z klocków sam się nie zbuduje. Postawiliśmy więc fundamenty a czas uciekał. Młodszy nie opuszczał i trzeba było postawić parter.
W połowie pierwszego piętra (po małej aferze) Ukochanej udało się zastąpić Tatusia-Bajarza i mógł on (w wielkim pośpiechu)  wyszykować się do wyjścia.  Jednak...

...gdy tylko powiedział "Do zobaczenia, kochana Rodzinko!", usłyszał w odpowiedzi kląskanie bosych stópek na posadzce, a zaraz potem zza rogu wybiegł Młodszy. Ubrany w pieluszkę, z rękami szeroko rozpostartymi i z twarzyczką w zapłakanym uśmiechu.

Tatuś-Bajarz usłyszał jeszcze dziecięce "Tatooo... " i już wiedział,  że dziś się spóźni.