29.7.15

Marzenia Spełnione

Nie bójmy się powiedzieć tego wprost... Tatuś-Bajarz długo nie pisał. Oficjalnie trzymamy się wersji, w której każdy zasługuje na wakacje i krótki (bądź dłuższy) odpoczynek od czynności powszednich.

Tatuś-Bajarz dodatkowo swoje wakacje wypełnia również przygotowaniami do nadejścia kolejnej Przesyłki. I wszystko wskazuje na to, że razem z Ukochaną doczekają się wreszcie Młodej.

Dziś jednak Tatuś-Bajarz chce Wam się pochwalić spełnionymi ( i wciąż spełnianymi) marzeniami. I obiecuje, że będzie krótko i treściwie. Bo dziś ma on Urodziny, a od samego rana...

























Bardzo wszystkim dziękuję... ale Familii najbardziej.

21.5.15

Tato to ja... – znów



A jednak... okazało się, że Tatuś-Bajarz nie do końca miał rację w sprawie czasopism dla ojców i ani się obejrzał a już udzielał wywiadu do najnowszego „Tato, to ja”. To już trzeci numer tego wydania specjalnego i Bajarz chętnie poczytałby jeszcze kilka.

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tym numerem, to poczytajcie, co możecie w nim znaleźć.

Zacznę od tego, że Tatuś-Bajarz znalazł się tutaj w doborowym towarzystwie. Na stronach poświęconych blogom znajdziecie Supertatę, BlogOjca i Oczekując. Jest mi niezmiernie miło i zachęcam do odwiedzenia również innych Tatusiów.
(C) Supertata.tv

A co do samego numeru. Jakkolwiek stereotypowo to może zabrzmieć najbardziej zainteresował mnie (i odrobinę rozczarował) krótki artykuł na temat samochodów rodzinnych. Akurat tak się złożyło, że razem z Ukochaną (oraz w oczekiwaniu na trzecią Przesyłkę) poszukiwaliśmy nowego kandydata na familiowóz. Przedstawiono propozycje najlepszych rozwiązań w kilku przedziałach cenowych i opisano je pod kilkoma najważniejszymi aspektami. Niestety – i to był właściwie jedyny powód rozczarowania – wszystkie propozycje dotyczyły rodzin 2+1 lub 2+2. Szanowna redakcjo – w następnym numerze prosimy o przekrój aut dla 2+3 i 2+4. Jestem pewien, że odbiorcy się znajdą.

Niezwykle cenne wskazówki znajdziecie w krótkim artykule na temat organizacji czasu. Rodzic musi sobie zdać sprawę, jak bardzo dziecko zmienia jego plan dnia. Tych kilka porad może oszczędzić Wam mnóstwa nerwów i trochę czasu.

Ogólne wrażenie z całego numeru jest takie, że jest to jednak odcinek dla ojców bardzo świeżych, lub oczekujących. Ale nie oznacza to, że Ci bardziej „doświadczeni' nie znajdą tu czegoś dla siebie. Być może wydaje Wam (nam) się, że wiecie już dużo – i wtedy nagle czytacie „Usypianie po ojcowsku”. Wszystkie stereotypy przez chwilę przelatują przed oczami, a potem pojawia się olśnienie – to działa.

Już na początku znajdziecie artykuł, który powinien stać się podstawowym argumentem za tym, by takich czasopism ukazywało się więcej. Rola ojca i jego podejście do dzieci bardzo się zmieniają, ale obowiązujący stereotyp jest wciąż cokolwiek krzywdzący. Ojciec ma swoje obowiązki i powinien strzec granic, których dziecku nie wolno przekraczać. Ale ma też swoje prawa. I o tym też możecie tu poczytać. Nie znajdziecie tu wszystkiego, ale to co znajdziecie, może Was przyjemnie zaskoczyć. No... i jest parę słów od Tatusia-Bajarza...

Mam nadzieję, że uda Wam się jeszcze dostać ten numer w kioskach. Ja wracam do lektury.




11.4.15

Rozmowy nieuniknione #3

Młody nam dojrzewa i niestety pojawiły sie te chwile, gdy Potomek zaczął przy kasach sięgać po to, co znajduje w zasięgu ręki.

Uwaga petitem:
Odstępy między kasami mogłyby być nieco większe. Dzieci nie miałyby wtedy szans na zrzucenie jakiegoś towaru, za który rodzice będą później zmuszeni zapłacić. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie nie byłoby poprawne handlowo... sprzedażowo, lecz, jako konsument, takie mam zdanie. W takim Kauflandzie, na przykład, są specjalne kasy, przy których nie ma słodyczy i rodzice mogą uniknąć niepotrzebnych kłótni. No ale my byliśmy w Lidlu.

Zazwyczaj Młody sięgał po małe groszki, lizaki albo batonika. Tym razem na najbliższej mu (i najniższej) półce znajdowały się owocowe prezerwatywy MONDOS w dwunastopaku...

Jesteśmy dorośli, prawda? Przecież się nie będziemy peszyć i czerwienić...

- Weźmy jeszcze to - zaczął nieśmiało Młody podając nam pudełko.
- To jeszcze nie będzie Ci, synku, potrzebne. - odparł Tatuś-Bajarz.
- Będzie - powiedział, jak zawsze przekorny, Młody. Po czym dodał - a co to jest?
- Zabezpieczenie - szybko i rzeczowo rzuciła Ukochana.
- Przed czym? - dopytywał Młody. Pudełko wciąż trzymał w ręku, a kolejka robiła się coraz dłuższa.
- Przed dziećmi - tym razem odpowiedzi znów udzielił Tatuś-Bajarz.

W tym miejscu Tatuś-Bajarz i Ukochana spojrzeli sobie w oczy i zdali sobie sprawę, że przecież Młody już czyta i bardzo szybko może tę dyskusję sprowadzić na jeszcze bardziej niezręczne tory...

- Nieprawda! - cicho wykrzyknął Młody bacznie wpatrując się w czerwone pudełko. - to jest przeciw bakteriom!
- Jedno drugiego nie wyklucza synku - powiedział Tatuś-Bajarz w głębi serca zadowolony, że właściwie nie powiedział jescze niczego niezgodnego z prawdą. Niemniej jednak kasa się już zbliżała i przyszła pora na kontratak.

- A Ty wiesz synku, jak długo trzeba potem taką bakterię myć? Normalnie całe życie...

Ukochana pogłaskała Młodego w rozczochraną czuprynę. Wprawdzie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wyjęła mu pudełko z rąk i pokazała małą półkę pod wózkiem, na której mógł sobie usiąść.
Uśmiech na jej twarzy był bardzo zaraźny... khm... zaraźliwy.

6.4.15

Przepowiadanie przyszłości

Mechanizmy rządzące komunikacją w rodzeństwie były dla Tatusia-Bajarza ciekawym zagadnieniem. Jako jedynakowi pozostawały mu obserwacje poczynione u kuzynów. Notował sobie w głowie wszelkie wskazówki na temat zachowań i ich konsekwencji. Och - ileż tam było kłótni i krzyków i każdy miał rację... i potem nagle wszyscy dorośliśmy,

A teraz Tatuś-Bajarz ma dwóch Potomków (i Przesyłkę w drodze) i stara się sięgnąć pamięcią do wszystkich tych "notatek".

Problemem, który od niedawna spędza mu sen z powiek jest konieczność przewidywania przeszłości. wychowanie już jednego Potomka jest wyzwaniem - przyjemnością, ale przede wszystkim wyzwaniem. Korzystanie z doświadczenia własnego i zasłyszanego pozwala mieć nadzieję, że Potomek będzie kimś, z kogo będziemy dumni. Nie tak literacko i szumnie - "bo każdy rodzic kocha swoje dziecko i jest z niego dumny" - ale tak prawdziwie, z uczuciem spokoju o przyszłość Potomka i ze świadomością dobrze wykonanej roboty.

Ale czasy się zmieniają... okoliczności się zmieniają... inne technologie, poziom wiedzy i kształcenia, czy wreszcie społeczeństwo i małe społeczności, w których ląduje Potomek, i z któych przez całe swoje życie czerpie wzorce. Nie zawsze są to wzorce godne czerpania. A jaki będzie efekt końcowy? Przyjdzie poczekać i się dowiedzieć.

A wracając do liczby mnogiej - jedno dziecko to wyzwanie, A Dwoje... czy prawie Troje?

Na dziś Tatuś-Bajarz z Ukochaną martwią się o to jak pogodzić Młodego i Młodszego w zakresie wzajemnie wyrywanych zabawek i drobnych szturchańców. Ale gdy dzieci śpią obydwoje zastanawiają się (Tatuś-Bajarz pewnie bardziej, bo Ukochana musi się lepiej wysypiać), co mogą zrobić, by w przyszłości Młody, Młodszy i Przesyłka szanowali się wzajemnie, wspierali i - co najważniejsze - potrafili siebie słuchać i ze sobą rozmawiać.

Gdyby tylko był na to jakiś wzór - no nawet matematyczny - to... ech... pewnie wtedy równie dobrze każdy mógłby wygrać szóstkę w totka.

11.3.15

Tato... to ja.

Tatuś-bajarz miał kiedyś okazję zamienić kilka zdań z Supertatą na temat czasopism dla ojców. Zdań było tylko kilka, bo tytułów tego rodzaju jest jak na lekarstwo. Tatusiowie sa po prostu zbyt zabiegani wokół pociech, by jeszcze czytać, albo pisać na ten temat...

Nie... zaraz... to bzdura. Przecież tatusiowie piszą i blogują na ten temat. Po prostu gazet brakuje.

Na szczęście nie brakuje czasopism dla mam. Kiedy więc Ukochana nie widzi, Tatuś-bajarz bierze sobie okładkę od jakiegoś Muratora, czy Heavy Metalu, wkłada do środka "Mamo to ja",  siada na kanapie, lub innym "ustronnym" miejscu i czyta. Kiedy potem niechcący zdradzi się ze świeżo nabytą wiedzą, Ukochana udaje zdziwienie i nie daje po sobie poznać, że przecież wie o wszystkim.

W każdym razie w łapki Tatusia-bajarza trafiło jubileuszowe wydanie Murat... (siła nawyku) Mamo to ja. A w nim same dwudziestki (jak na dwudziestolecie przystało). Przynajmniej kilka z nich mocno przykuło uwagę Tatusia. Na przykład 20 Gadżetów ułatwiających życie. No bo który tata nie lubi gadżetów, które ułatwiają życie? Akurat ten dział zainteresował również Młodego, który co chwilę składał propozycje, co należy kupić, by łatwiej zajmowac się Młodszym. Ot taka troskliwa bestia.
Dział 20 rad dla rodziców niejadka jest stanowczo za skąpy, ale już dział 20 filmów - no tu było bardziej bogato, ale nie obyło się bez wewnętrznych sporów. Tatuś-bajarz zerknął jeszcze raz na tytuł i zrozumiał, że to filmy bardziej dla mam i wewnętrzne spory ustąpiły miejsca wewnęrznemu niepokojowi, że teraz będzie musiał sobie takich filmów sam poszukać. Było również 20 filmów dla dzieci i Tatuś-bajarz ze zdumieniem stwierdził, że większość z nich oglądał już z całą rodzinką. Uśmiechnął się więc i przeszedł do działu, który zaintrygował go najbardziej.

20 książek - no tu Tatuś-bajarz mógł się odprężyć i czytać z przyjemnością. I czytał i czytał i zgadzał się  i podziwiał jaki to ma gust zgodny z gazetą, gdy nagle...

No nie może być... przeczytał raz jeszcze 20 pozycji powoli i dokładnie.

Moja droga gazetko - tak nie może być. Zgubiliście gdzieś "Kubusia Puchatka" - jak to możliwe? O nie... na brak Kubusia ja się nie zgadzam!

Potem gazetę przejęła Ukochana. Udała, że nie widzi kilku zawiniętych rogów (gazetom się zdarza). Skomplementowała artykuł o badaniach i o mocy w mleku, a potem zapytała, gdzie schowałem ostatni paragon za pieluchy, bo okazało się, że można wygrać ich kwartalny zapas.
Może Wam się do wyda zabawne, ale Tatuś-bajarz uznał to za całkiem sensowną lokatę w domowy budżet - to znaczy jeśli wygramy.



26.2.15

Tatuś-Bajarz gra w kulki...

Raz na jakiś czas Tatuś-Bajarz dostaje wychodne. Czasem udaje mu się wyjść samemu, czasem zabiera ze sobą całą Rodzinkę. Bo tak jest zdecydowanie fajniej. Jednak w ostatnią niedzielę Rodzinka musiała zostać w domu, a Tatuś-Bajarz wybrał się na spotkanie blogerów. Ale nie jakieś takie zwyczajne. #BFWawa to spotkanie w atmosferze niemal rodzinnej. Nawet sceptyczny w stosunku do takich deklaracji Tatuś-Bajarz czuł tę przyjemną atmosferę piknikowego weekendu, gdzie można się było spotkać z każdym i porozmawiać o wszystkim. Tym razem można też było pograć w kręgle albo spróbować zrobic jaskółkę.














Takie spotkania odbywają się w Warszawie cyklicznie. To było już czwarte, a zaczęło się od małej grupki ludzi, którzy dziś dumnie nazywaję się Matkami i Ojcami założycielami.
Matki i Ojcowie założyciele. 














Sprytnie! Super Tata Szczęśliwa Tato Mobi Ci od Godzilli - to przez nich i dzięki nim takie spotkania są możliwe. I bardzo dobrze, że im się chce coś takiego organizować, bo wtedy nam chce się na to przychodzić. Ach... no i nie obyło się bez odrobiny czarnego humoru. Ponieważ w HulaKula mieliśmy dla siebie trzy tory za darmo, musieliśmy się jakoś oznaczyć. Super Tata, miał na to super rozwiązanie:
Spotkania odbywają się pod wspólną nazwą Bloggers Family - i chodzi tu o rodzinę blogerską a nie blogera z rodziną. Możemy się więc spotkać z najróżniejszymi tematami, historia, moda, warsztat - co kto chce. Jednak sam fakt, że przychodzimy i się spotykamy zupełnie prywatnie jest absolutnie wspaniały.I jeśli chcecie przyjść z całą rodziną - te ręce są tak samo szeroko otwarte.

I jeszcze jedna sprawa. Tatuś-Bajarz jest bardzo wyczulony na punkcie prywatności - własnej oraz pociech (nie tylko własnych). Dlatego zdjęć dzieci stara się nie zamieszczać. Niemniej jednak tego jednego zdjęcia nie mógł nie zamieścić i wystarał się o specjalne pozwolenie od Modeli. To, zdaniem Bajarza, kwintesencja rodzinności i przyjaznej atmosfery tego spotkania.














Dość powiedzieć, że młody człowiek na tym zdjęciu wypunktował Tatusia-Bajarza w kręgle. Ale następnym razem Bajarz zabierze Młodego i Młodszego do pomocy. I już.



Edit: z radości i pośpiechu zapomniałem dodać, że zdjęcia do wpisu zostały "skradzione" od Przemka z Tato.mobi. Skradłbym jeszcze od Marcina-Super Taty, ale on jeszcze się nie rozpisał.

20.2.15

Dzień uczuć mieszanych i z łezką w oku.

Tatuś-Bajarz in prima persona... Bo i jemu się zdarza.

Drogi blogopamiętniczku. To był bardzo dziwny dzień, wieńczący bardzo dziwny tydzień. Nie ma chyba na tym padole rodzica, który kiedyś nie popstrykałby sie z dzieckiem. No i mi też się zdarza, a że wychodzę z założenia, że dla dobra dziecka nie wszystko mu wolno, to zdarza mi się to częściej niż innym. 

Zwłaszcza z Młodym i zwłaszcza częściej niż tym, którzy nie zabraniają mu niczego. Dziecku potrzebna jest odrobina rozpuszczenia... odrobina zepsucia. Dopóki są to odrobiny i dopóki nie podkopują rodzicielskiego autorytetu. 

No ale zdarza się, a ja nie piszę tu o tym zbyt często. Bo i po co? 

Ten tydzień jednak obfitował w takie mniejsze i większe spięcia. Po trochu dlatego, że Młody wreszcie zakończył dłuższą przerwę przedszkolną (i głowę miał pełną nowych psot), po trochu, bo stara się bardzo mocno realizować bunt czterolatka, a po trochu dlatego, że i ja mam niemało na głowie. Przez cały tydzień byłem więc przez syna "zerowany", krojony na plasterki, wyganiany z domu (lub do innej rodziny), albo wyrzucany przez okno. Wiecie - wszystkie te rzeczy, które dzieci życzą, rodzicom, a rodzice udają, że ich to nie rusza (i po kątach szlochają ukradkiem). I po całym takim tygodniu nadszedł piątek. 

A w piątek w przedszkolu Młodego było przedstawienie z okazji Dnia Babci i Dziadka. Tak - opóźnione o miesiąc, ale wcześniej były jasełka i ferie i dzieci musiały się odpowiednio przygotować. Młody do przedszkola wyszedł dziś bez buziaka dla taty. Bo to był jeden z tych poranków.

Tak więc było przedstawienie i Młody brał w nim udział i był - w sensie recytatorskim  - genialny. Zero tremy, intonacja na miejscu, emisja godna pozazdroszczeniai jeszcze ta odrobina nonszalancji, gdy wychodząc na środek sceny zgrabnym ruchem ręki wkręcił koleżankę w piruet. 
Ten duet miał do wygłoszenia krótki wierszyk, a potem mieli jeszcze zaśpiewać (choć lip-sync byłby bardziej akuratnym terminem) piosenkę, która w swobodny sposób nawiązywała do okazji. 

Problem w tym, że kiedy Młody wrócił na swoje miejsce i recytację zaczęły inne pary, on nie mógł spokojnie ustać w miescu. Nie był zdenerwowany, czy zniecierpliwiony. On najzwyczajniej w życiu dobrze się bawił i on już wtedy wiedział, że to jest jego dzień. Pomyślałem sobie, że na następnym podobnym przedstawieniu, Młody powinien śpiewać "To ja typ niepokorny".

Jakiż ja byłem (i nadal jestem) z niego cholernie dumny. Jak chciałem krzyczeć z radości, bić brawo i tupać. Jak bardzo pragnąłem go wtedy uściskać...
Zamiast tego, z Młodszym na rękach, musiałem na chwilę wyjść. W pomieszczeniu było bardzo duszno i strasznie spociły mi się oczy.

Niestety, Nie mogłem powiedzieć Młodemu, jak bardzo jest wspaniały, bo na przedstawieniu byli też Inni i...

...Tatuś-Bajarz na jakiś czas zszedł na dalszy plan. Nadal też nie dostał swojego buziaka, i już nie może się doczekać.