31.10.13

O niekonsekwencji w wychowaniu.

Jednym z najpoważniejszych błędów popełnianych przy wychowywaniu dziecka jest właśnie brak konsekwencji. Dziecko musi mieć jasny komunikat, bo to właśnie stanowi podstawę jego rozwoju i edukacji.
Razem z Ukochaną postanowiliśmy więc trzymać konsekwentny front jeśli chodzi o wprowadzanie dyscypliny. Taka była teoria, bo w praktyce wyszło już trochę gorzej.

Nie wiem, czy ktoś przeprowadzał takie badania, ale z moich obserwacji wynika, że im rzadziej widzimy kogoś, na kim nam zależy, tym bardziej jesteśmy skłonni na pewne ustępstwa. A może działa to tylko z dziećmi? W każdym razie... z tą konsekwencją wychodzi naprawdę różnie. Ostatnio zauważyłem, że sam mam z nią problem. Ale co ja mogę zrobić.

Kiedy jesteśmy sami z Młodym, a jesteśmy po kilka - kilkanaście godzin dziennie, doświadczamy różnych stron własnych nastrojów. Nie oszukujmy się, że zawsze jest różowiutko, czy błękitnaście. Czasem niestety Tatuś-Bajarz-lubNiebajarz musi tupnąć, krzyknąć, zanieść do pokoju i postawić w kącie, albo "wyrzucić do kosza" zabawkę, której syn nie chce posprzątać.
Syn wówczas reaguje krzykiem, płaczem, piskiem (na ultrawysokich i maksymalnie głośnych poziomach), a czasem również warczeniem, biciem piąstkami i kopaniem tatusia po kostkach. O eskalację nie jest trudno.

Czasem jednak jest idyllicznie. Gdyby nie fakt, że ostatnio Młody wszedł w nowy, intensywniejszy etap buntu dwulatka. A ćwiczy go już od dwóch lat. Efekt? Dzień bez histerii dniem straconym i kiedy idyllicznie jest przed powrotem Ukochanej, to wiadomo, że wieczór będzie... no cóż.

Ale wracając do konsekwencji. Tatuś-Bajarz pozwala, ale i zakazuje. Prosi, ale i nakazuje. Wtedy wraca Ukochana i okazuje się, że można o wiele więcej, niż pięć minut wcześniej. Ale przecież to zrozumiałe.

Gorzej jest, kiedy Młody rozpocznie koncerty od rana, i zanim nadejdzie południe Tatuś-Bajarz ma serdecznie dość. Oczywiście jest bardziej skłonny do przydzielania nowych zakazów i surowych słów. Ukochana próbuje wtedy łagodzić sytuację, ale czasem i tatusiowi oberwie się tekstem: Przesadzasz... odpuść mu...
... i wtedy Tatuś-Bajarz odpuszcza wszystkim i siada bezsilnie na fotelu. Bo co innego mógłby zrobić. I przytakuje, i odpuszcza i nie przesadza przez całą resztę wieczora. Przynajmniej do momentu, gdy okazuje się, że Młody nie odpuszcza Ukochanej, a ona nie daje sobie rady i zaczyna się straszenie tatą, aż w końcu słyszę: "Tatusiuuuu, umyjesz synkowi ząbki?"

I wtedy Tatuś-Bajarz jest wkurwiony. Bo po całym strofowaniu, że jest zbyt surowy, nagle zostaje straszakiem. Ale ząbki trzeba umyć.

I jeszcze niekonsekwencja własna... dziś rano histeria była, piski były, było "pfrrrrt" i "phi", a nawet kopnięcie taty w piszczel i kolejne "wrrr". Obyło się bez klapsów, ale Tatuś-Bajarz zapowiedział, że się do synka nie będzie odzywał, skoro on taki jest. A potem Ukochana zaczęła się szykować do pracy. Z histerii syn przeszedł do rozpaczy (równie głośnej i wylewnej). Zasłaniał drzwi, żądał, zdzierał gardło, wypłakał pół wiaderka łez, ale Ukochana musiała wyjść. Zamknięcie drzwi, nie zakończyło rozpaczy.

Tatuś-Bajarz nie mógł się dłużej do synka nie odzywać. Wziął syna na ręce i przytulił, choć jego wrzask demolował mu bębenki. W końcu synek zasnął wyczerpany. Tatuś też chciał zasnąć, ale zamiast tego usiadł do napisania tego długiego postu. Pisał i myślał... myślał i pisał i tak długo mu się zeszło, że synek się wyspał, wstał, podszedł do niego i usiadł mu na kolanach. Teraz patrzy uważnie, co Wam tu piszę. No i jak ja mam być konsekwentny...

4 komentarze:

  1. Wiesz co? Moja matka próbowała mnie nauczyć sprzątania. Wyglądało to tak jak u Ciebie. Ryk, histeria, masakra. I tak do matury. I tak do studiów. Aż wreszcie się wyprowadziłam. Do innego miasta. Nadal mam bałagan i nadal mam żal do matki, że pierdołami zrujnowała mi dzieciństwo. Porozrzucane zabawki są nieważne. Ważne jest przytulenie, zabawa, kontakt z rodzicem. W moim dzieciństwie tego zabrakło. Były ciągłe awantury o bałagan, mycie, ubranie, jedzenie, zabawki na choince (chciałam by wisiały inaczej, niż zaplanowała madre). Do tej pory dzwonię do niej tylko jak muszę, mogłaby umrzeć i nic by mnie to nie obeszło. Zniszczyła wszystko.
    Bądź niekonsekwentny. Pozbieraj zabawki za dziecko i idź z nim na spacer. Po latach powie Ci, że byłeś wspaniałym tatą, a Ty nie będziesz pamiętać dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lavinko - wiem o co Ci chodzi. Ale to nie o bałagan chodzi, ale o całe nastawienie. Bałagan jest tylko przykładem - jednym z kilku.
    Smutno się czyta, gdy ktoś tak mówi o rodzicach, ale nie mam zamiaru zmieniać Twojego zdania, bo zdaję sobie sprawę, że nigdy nie poznam okoliczności (nawet gdybym chciał) w jakich kształtowały się te uczucia.
    Wiem jedno - dyscyplina w odpowiedniej dawce nikomu na złe nie wyszła.
    A niekonsekwencja... jak widać - pojawia się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niekonsekwencja wpisana jest w rodzicielstwo. Albo się zdarza, albo jesteś treserem, nie rodzicem. Sama byłam najbardziej konsekwentna, zanim zostałam matką. Teraz potrafię odpuścić. OjciecRak też, chociaż u niego to inna sprawa. Jego konsekwencja kończy się tam, gdzie zaczynają się rzęsy Heleny.

    OdpowiedzUsuń