29.9.14

And frankly... this song scares me to death... #1

Tatuś-Bajarz nie raz przekonywał siebie i innych, że bycie Tatusiem-Bajarzem (czy jakimkolwiek innym Tatusiem) to nie bułka z masłem i nie zawsze musi być różowo. Trzeba walczyć z włąsną cierpliwością i uporem pociech - i dobrze, gdy jest to walka dla ich dobra, a nie dla własnego komfortu.

Chyba każdy rodzic obiecywał sobie, że gdy dorośnie i będzie miał swoje dzieci, nie będzie popełniał błędów swoich rodziców. Że przychyli im nieba... że zawsze będą miały to, czego będzie im potrzeba.

Problemów z rodzicielstwem jest wiele. Dojrzewamy, zmienia nam się punkt widzenia, nagle wiele z zachowań naszych rodziców nabiera sensu. Z drugiej strony czasy się zmieniają i nie wszystko to, co działało kiedyś można z równym powodzeniem zastosować dziś.
Jednak największym problemem jest fakt, że to wszystko, co robimy, dzieje się "dziś", a efekty zobaczymy dopiero w odległe "jutro", kiedy najprawdopodobniej będzie już za późno na poprawki.

Ale tego nie da się przewidzieć i nie do końca jednak da się uczyć na cudzych błędach.

Czasem jednak trafia się na ludzi, którzy dostrzegli swoje błędy i nie boją się o tym opowiedzieć. Czasem jest to historia zmyślona, czasem prawdziwa... ale w obu przypadkach, gdy się na tym zastanowić, jest to historia przerażająca.



Tatuś-Bajarz dużo myśli. I choć akurat takich myśli unikałby najchętniej, to jednak są one potrzebne. By nie zapędzić się w złym kierunku...

21.9.14

Pierwszy raz po drugiej stronie.

Tatuś-Bajarz był swego czasu całkiem przyzwoitym uczniem. No przynajmniej na tyle przyzwoitym, że nie musiał się obawiać wywiadówek. Prawda jednak była taka, że mnóstwo kolegów z klasy (i koleżanek, by być szczerym) rozważało wynajmowanie noclegów w hostelach na wieczór zebrania z rodzicami. Ogólnie uważaliśmy takie spotkania za niepotrzebną okazję do denerwowania rodziców.
W końcu o naszym losie mieli rozmawiać ludzie, którzy na ogół tylko od nas wymagali...
Drogą tresury doszło więc do tego, że na słowa: "spotkanie z wychowawcą" Tatuś-Bajarz zaczynał się kulić.

Skulił się też i zupełnie niedawno, gdy po raz pierwszy poszedł na Wywiadówkę do przedszkola Młodego. Wciśnięty w małe krzesełko, gdzieś w ostatnim rzędzie, siedział i czekał. Najpierw przemawiała Pani Dyrektor. Przedstawiła program i wytyczne i zasady BHP i wszystkie te drobiazgi, z których Tatuś-Bajarz nie zdawał sobie sprawy, kiedy był dzieckiem, oraz o których nie sądził, że wymagają nagłośnienia, kiedy już dorósł. Później okazało się, że Młody jest oczywiście jeszcze na etapie pierwszym - nie zdawania sobie sprawy, a to z kolei zdezaktualizowałow głowie Bajarza etap drugi.
Potem była chwila dla Pani od języków. Opowiadała tak ciekawie, że przez kilka długich chwil Tatuś-Bajarz zaczął zazdrościć Młodemu szans, jakie się przed nim, w tak młodym wieku, właśnie rozpościerają.

I wtedy właśnie dotarło... przecież to Młody powinien się denerwować, to do niego teraz będę chodził na wywiadówki, to ja będę ten groźny... - myśli przebiegały galopem. Tatuś-Bajarz od razu poczuł się pewniej i rozsiadł się wygodniej na swoim miejscu. Urósł w górę, zadarł delikatnie brodę, rozejrzał sie po twarzach innych rodziców, wbił pięty mocniej w podłogę...


...i spadł z krzesełka.


Dziś nie będzie morału.

6.9.14

Trzeba się z tym pogodzić i być dumnym...

Tatuś-Bajarz jest tak naprawdę bardzo szczęśliwym Tatusiem. Jakkolwiek stara się za bardzo z tym obnosić. Na świecie są prawdopodobnie ludzie równie szczęśliwi - więc po co kreować wrażenie konkurowania? Z drugiej strony - są i tacy, którzy ze szczęściem są trochę na bakier. Tych z kolei nie wypada drażnić - mogliby nie wykazać się zrozumieniem.

Nie bójmy się też powiedzieć tego głośno, ale nie wszyscy chcą słuchać o cudownych, genialnych, szeroko uzdolnionych i absolutnie perfekcyjnych dzieciach.

Tatuś-Bajarz stara się więc, by wszelkie potencjalne "się obnoszenie" ze szczęściem (kiedy niecnie wyrwie się spod kontroli) było umiarkowane. Ale jak tu się nie cieszyć i nie być dumnym, kiedy Młody...

Kilka dni temu Młody dostał książeczkę. Ot taką:










I zaczął ją sobie przeglądać. W pewnym momencie najwyraźniej samo przeglądanie mu się znudziło. Otworzył więc kolejne okienko i bez zająknienia przeczytał o zagrożeniach wynikających z palenia. Naukę tę wykorzystał na spacerze, gdy - bez skrupułów - obsztorcował sąsiada z papierosem. Kiedy zaś Ukochana wróciła do domu, została natychmiast przeegzaminowana na okoliczność wiedzy z ilości kości u noworodków i dorosłych (Tatuś-Bajarz ze zdumieniem dowiedział się, że dzieci mają ich o około setkę więcej niż dorosły człowiek).
No ale przecież Tatuś-Bajarz wiedział, że Młody potrafi czytać. Dlaczego więc tak bardzo ciepło zrobiło mu się na serduchu gdy słuchał, jak Młody mówi do Młodszego: "jesteś jeszcze za malutki, ja Ci poczytam".
A potem w sklepie - gdy przy kasie Pani zapytała o kartę rabatową - powiedział: "Ja też mam kartę - do biblioteki..."
- O.. a czytasz już trochę? - zapytała grzecznie podtrzymując rozmowę.
- Pewnie! - odparł natychmiast - ja już wszystko czytam.
Na tym etapie Pani była zaskoczona, ale dociekała dalej:
- To ile ty masz lat?
- Trzy i pół, ... no prawie cztery - wzrok Pani szukał odpowiedzi u Tatusia-Bajarza, że może Młody coś koloryzuje. Ale nie koloryzował, a do tego przeczytał na głos treść ogłoszenia na żółtej kartce.
No i jak tu nie być dumnym?
Tatuś-Bajarz - drżącym głosem dodał - za dwa miesiące ma cztery.

I cała rodzinka wróciła do domu.

A książeczka? Młody odkurzył swój zestaw lekarski i teraz, gdy ktoś zachoruje, bada go dokładnie, a wszelkie niepewności sprawdza w swojej nowej księdze i tak chorzy dowiadują się, że płuca czernieją, serce sinieje, pulsu nie ma, a kolano się nie zgina, ale na wszystko pomoże przepisany syrop.