Opieka nad dzieckiem w domu to często zajęcie na 150% uwagi, etatu i zajętości własnego czasu. Jestem pewien, że wielu z Was nie trzeba o tym przekonywać. Najgorsze wtedy jest to uczucie, że czasem ten wysiłek doprowadza nas na skraj wytrzymałości i do czarnych myśli. Na końcu języka drapie i kłuje niewykrzyczane "Mam dość! - nic nie mogę zrobić, ani odpocząć, ani popracować; nie mogę pozmywać, ani pozamiatać; nie mogę się wziąć za książkę, ani odpocząć... po prostu dość!"
I nie można się doczekać, kiedy dziecko dorośnie i dojrzeje do przejęcia kilku domowych obowiązków.
Tymczasem dziecko faktycznie dorasta - jeszcze nie dość, by zająć się pomocą przy zmywaniu, ale wystarczająco by pojechać do dziadków na wakacje.
W domu już trzeci dzień jest cicho...
tak cicho, że aż nie można się skupić. Cała dotychczasowa organizacja dnia, wzięła w łeb, bo okazało się, że każde działanie było przystosowane do pracy pod presją przeszkadzajki. Teraz wszystkie uniki z gorącą patelnią i nagłe obracanie się do skradającego się dziecka (którego tam nie ma) wyglądają jak choreografia tańca na parę... bez pary.
Gorzej.
Zdążyłem się nauczyć, że kiedy Młody jest w domu i nie słyszę go od pięciu sekund to już muszę pędzić do jego pokoju. Akurat pięć sekund to wystarczający czas, by dał radę wdrapać się na parapet i rozpocząć dalszy spacer.
Skoro więc teraz ciche pięciosekundowki trafiają się namiętnie, walczę z odruchem biegu do pokoju.
Tydzień, do którego z Ukochaną przygotowywaliśmy się bardzo solidnie i z przerażeniem wyczekiwaliśmy reakcji Młodego, jest już niemal na półmetku. Wychodzi na to, że jednak tym razem, to my mamy lęki separacyjne, bo dziecko nawet do nas nie dzwoni...
Coś w tym jest. Mój mąż ukochany "kogut domowy" marzy o takim spokoju, a ja pracująca nie mogę się doczekać urlopu, żeby spędzić z dzieciakiem czas.
OdpowiedzUsuńMiłego odpoczynku