20.2.12

Pierwszy dzień...

Młody jest na etapie, kiedy jeszcze liczymy mu miesięcznice, zamiast rocznic. Tak się złożyło, że tydzień temu minęła kolejna, a nam się znów zebrało na wspomnienia, jak to drzewiej bywało. Głównie jednak skupiamy się na konkretnym momencie, kiedy w naszej dwójce pojawiło się to trzecie... Moment uroczy, co nieco męczący, na pewno nie niespodziewany... Jednak ulubionym elementem wspomnień Małżonki, jest trzecia noc z Młodym na tym świecie.

Nie wiem, na ile zdajecie sobie sprawę, ale świeżo wyprodukowane dziecko, często jest oddawane rodzicom z nie do końca wyskubaną wyściółką. Czasem może to wyglądać, jakby noworodkowi sypnął się wąs, czasem zaś potomstwo wygląda, jakby właśnie wróciło z hardrockowego koncertu, na którym intensywnie zarzucali grzywami... czerwonawo-lekko-siny kolor twarzy zdaje się uzupełniać ten wizerunek doskonale.

W przypadku Młodego owa "wyściółka" pozostała w formie meszku na uszkach. Niemniej jednak ja, wcześniej wspomnianej, wiedzy na temat noworodków nie posiadałem. Moja wyobraźnia uruchomiła się bardzo szybko - podczas pierwszej nocy we trójkę. A była to bardzo jasna noc - bo była pełnia...

Moja wyobraźnia - pobudzona nowym czynnikiem w równaniu JA+ONA=WSZM, lub tak jakoś - próbowała się zaadoptować do nowej sytuacji i wyjaśnić rolę nowego elementu.

Zaczęło się więc dodawanie faktów do siebie. Owłosione (oczywiście to nadużycie, ale wystraszona wyobraźnia nie zajmuje się niuansami, zatem ....owłosione) uszy... księżyc w pełni... i wyje...

Jeśli myślicie, że nie zasnąłem do rana, to oczywiście macie rację.
Natomiast to, co tak naprawdę uśmiechnęło Małżonkę, to fakt, że zaraz po pobudce, ale przed śniadaniem, zapytałem:
czy srebrny widelec zadziała tak samo jak srebrna kula?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz