Przez ostatnie kilka tygodni świat przyspieszył co nieco. Przyznam szczerze, że w mojej głowie zawitało parę ciekawych pomysłów na blogowpis, ale żadnego tak naprawdę nie dałem rady dokończyć czasowo. Jedno więc, co mi pozostało, to napisać o tym, na co nie miałem czasu.
Kiedy dziecko ma rok, przygotowania do Świąt i do Sylwestra wydawać się mogą nieco trudniejsze niż zwykle, ale okazuje się, że całkiem przydatny jest w takich sytuacjach wózek. Dziecko jest zmęczone, ale zawsze ma szanse uciąc sobie drzemkę.
Ale Młody ma już dwa lata, a to zmienia zupełnie wszelkie plany. Młody jest dość intensywnie zaaferowany rozpoznawaniem granic własnej niezależności, w czym wybitnie pomagają mu wszelkie narzędzia udostępniane przez "bunt dwulatka". Kiedy coś mu się nie podoba - daje upust swojemu niezadowoleniu. Kiedy coś mu się podoba, tylko z przekory, utrzymuje, że jest inaczej i znów daje upust swojemu... etc. Oczywiście tu i tam zrobi mały przerywnik w postaci rozbrajającego uśmiechu i weź tu człowieku zezłość się. Nie ma szans.
A jak wygląda przygotowanie do Świąt? Chodzenie po sklepach, praca w kuchni na dwie zmiany, sprzątanie, choinka, pakowanie, itp. Wersja z dwulatkiem to chodzenie po sklepach ze zmienną prędkością (żółwią, gdy ogląda coś na dolnych półkach i błyskawiczną, gdy właśnie przypomni sobie, jak dawno nic nie oglądał) - kucharzenie w wersji skondensowanej - bo przecież, zawsze rzucę wszystko i pobiegnę do pokoju, gdy Mały Dyplomata przyjdzie i powie: "Mam takiego pomysła, żebyśmy się pobawili samochodami". A sprzątanie... to temat na inny wpis.
A najgorsze jest to, że czasem trzeba jednak dziecko trochę zignorować, dać mu się znudzić i ten jeden raz nie znaleźć go w szafie na półce, z której właśnie nawołuje do poszukiwań. I nikt nie mówi, że jest łatwo.
Później - patrzę w kalendarz i okazuje się, że o wysyłaniu kartek z życzeniami mogę już zapomnieć...
Może kiedyś dojdę z Ukochaną do takiej wprawy w organizacji przedświątecznego zamętu z dziećmi, że zaczniemy troszeczkę - ot tyci tyci - mniej narzekać na brak czasu. Tymczasem jednak, choć z pewnym zażenowaniem, zasłaniam się synem i przepraszam wszystkich, którym nie zdążyłem i nie zdążę złożyć życzeń osobiście. I życzę wszystkim udanego i spokojnego Nowego Roku.
A jutro jest Poniedziałek. Ukochana, niestety, ma dyżur, więc ten specjalny dzień spędzimy sami - w bałaganie, z niezmywanymi talerzami, mnóstwem przeczytanych książek, spacerem, a przede wszystkim - bez tego strasznego i dorosłego ignorowania. Spotkamy się w szafie - na półce. Trzymajcie kciuki :)