Nadszedł ten czas, kiedy Młody jest już samobieżny i najwyraźniej dąży również do samowystarczalności. Niemal codzienne telefony od babć i cioć, które non stop prosiły go "a powiedz to, a powiedz tamto, a znowu powiedz to..." zaczęły dość szybko kończyć się, gdy w odpowiedzi padało krótkie "sio!".
Przez jakiś czas sami, z małżonką, również zwracaliśmy uwagę na to, co nasza pociecha potrafi już powiedzieć. Ale wtedy było ich tylko kilka, a każde następne mocno nas zaskakiwało. Młody zaś z każdym nowym słowem coraz bardziej tajemniczo się uśmiechał widząc nasze reakcje.
Jego słownictwo się rozrastało, a my byliśmy coraz bardziej dumni. Wiedzieliśmy, że nie małpkuje tych wyrazów, lecz je rozumie. Takie "nie" na przykład - jest w stanie oddzielić je od każdego polecenia.
- Nie biegamy!
- Biegamy!
- Nie krzyczymy!
- Krzyczymy!
- Niedziela...
- Dziela!
i podobnie.
Jednak kiedy siadaliśmy do rodzinnego śniadania i młody powiedział:
- Tata - chodź. Siadaj tu!
odebrało nam mowę. Przecież na to miało być jeszcze za wcześnie. Siedzieliśmy wiec z rozdziawionymi paszczami wpatrzeni w uśmiechniętego Młodego, który - najwyraźniej głodny - powiedział w końcu:
- Mama! pij kawkę.
No to piliśmy.