30.11.16

Wspomnienie wakacji...

Tatuś-Bajarz usiadł i zastanowił się nad faktem, że jeszcze rok temu było ich tylko czworo. Tymczasem w tym roku Młody i Młodszy przez prawie miesiąc wakacjowali się poza domem. Zaś Tatuś-Bajarz i Ukochana zostali w domu razem z Młodą. W końcu i oni zatęsknili za chłopakami i za wolnymi chwilami spędzonymi w miarę bezstresowych okolicznościach. Wyjechali więc pod miasto - jedno z wielu - i zabrali chłopaków ze sobą.

Spokój przerywany tylko płaczem Młodej (kiedy była głodna, lub wymagała odrobiny uwagi - jak to dzieci w jej wieku mają w zwyczaju) zamienili na Względny Spokój przerywany zdecydowanie większą ilością krzyków, wrzasków i płaczów. Zdarzały się również jęki, rozpacze i inne przejawy niezgody na powrót do starych domowych zasad, kiedy to "rodzice decydują". I to wszystko brzmiałoby absolutnie prawdziwie i depresyjnie, gdyby nie fakt, że jeszcze więcej było radości, uśmiechów, wrzasków wesołych i zaskakujących dyskusji. Na przykład ten poranek, gdy dzieci udały się na polowanie na ślimaki.

Bestie były szybkie i bezwzględne. A jednak to Młody z Młodszym wyszli z tej batalii zwycięsko. Zakończyli ją dwoma wiaderkami zebranych ślimaków. Zaspany i jeszcze zatopiony w poduszce Tatuś-Bajarz przez chwilę zastanawiał się, czy właśnie był świadkiem takiego polowania i do czego właściwie mogą posłużyć. Owszem w kuchni lubi sobie czasem poeksperymentować, ale jednak ślimaki to nie jego - nomen omen - bajka.

I wtedy rozległ się głos Wujka: No dobra chłopaki. Tyle wystarczy. Teraz idziemy zanieść je kurom...
Reszta zdania zniknęła w dwugłosowym "HURRA".
Ostatni raz takiej beztroski w "pięknych okolicznościach" natury, Tatuś-Bajarz zaznał prawie trzy dekady temu. Od tego czasu wiódł i obserwował głównie miejskie życie. Z kolegami na podwórku zawsze znalazło się coś do zbrojenia, czy do prześcignięcia. Zawsze można było w coś pograć i o czymś pogadać. Jednak nawet wtedy, prawie zawsze znalazł się ktoś, kto właśnie spędził "wakacje na wsi" i opowiadał o rzeczach, o których się miastowym nie śniło. A miastowi...? Nawet jeśli polowali na ślimaki, to głównie po to, by zamknąć je w słoikach i próbować je "hodować".

Ech... ile to szczęścia w takim podmiejskim życiu. Ileż radości niepoznanych. Jakie szczęście, że możemy Młodym pokazać zwierzątka na żywo, a nie tylko na obrazkach, i jak wielki uśmiech wywołują reakcje Młodzieży na każdy nowy aspekt... nawet na fakt, że owa kura karmiona ślimakami, wylądowała później w garnku, jako rosół na nasz obiad.

Czas pędzi nieubłaganie, a w mieście pędzi jeszcze szybciej i pewnie dlatego tekst wakacyjny, Tatuś-Bajarz zdołał dokończyć dopiero w grudniu, ale ... a co tam...

Tatuś-Bajarz nie miał czasu pisać. Był zajęty obserwowaniem, jak szybko Pociechy rosną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz