23.3.18

Życie nie jest czarno-białe - bajka dla dorosłych.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek ten temat zawita na stronach bloga Tatusia-Bajarza, i że tak bardzo będę chciał się na ten temat wypowiedzieć. Nie sądziłem, bo uważałem, że mnie nie dotyczy i przez to powinienem pozwolić na mówienie samym zainteresowanym. Ale to tak nie działa i już po raz drugi widzę, jak temat zaostrzenia przepisów o aborcji dzieli moich znajomych.

Dzień zaczął się jak każdy #CzarnyPiątek - od wojny na komentarze na ściance FB. znajomi skrzykiwali się w grupy, gdzie i kto i z kim i kiedy... Inni - nieco prześmiewczo - że oni to sobie w domu popatrzą, jak Stoch wygrywa, bo nagle się zrobiło luźno i nikt nie zwraca na to uwagi, albo, że oni to wolą #BiałyPiątek...

Jedni krzyczą na drugich, że zabiera im się prawo do wyboru, a drudzy im odpowiadają, że to dlatego, że ci pierwsi chcą tylko zabijać. I kiedy tak przez całe życie wierzyłem, że otaczam się ludźmi, którzy potrafią rozmawiać ze sobą i zachowywać dystans, nagle ujrzałem jednostki całkowicie zamknięte w swoich przekonaniach i absolutnie niezdolnych do przyjęcia pod rozwagę argumentów drugiej strony. To nie było dobre.
Czy to świat się zmienił, czy ja, a może moi znajomi?
Być może nawet po tym wpisie stracę kilkoro z nich...

Patrzę na to i marzę o tym, żeby to był #SzaryPiątek, i żeby obie strony dały radę ze sobą porozmawiać - dla dobra wszystkich. Bo szczerze mówiąc - i proszę wybaczyć mój, coraz bardziej parlamentarny, język - wkurwia mnie to, jak bardzo to wszystko dzieli, zamiast łączyć.

A argumentów mam kilka. I choć zawsze mi się wydawało, że nawet, jeśli je powiem, to i tak nic to nie zmieni, bo do nikogo to nie dotrze, to jednak jeśli nie spróbuję, to sam będę się czuł współwinny tej sytuacji.

Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że TAK - jestem osobą wierzącą, ale w tej sytuacji to nie ma żadnego znaczenia, bo mierzi mnie akcja #BiałyPiątek - jako użycie modlitwy w kontekście politycznym. Dla mnie to faryzeizm. Módlmy się za mądre decyzje, za zdrowie i za szczęście - ale róbmy to dla modlitwy, nie dla fleszy.

Z kolei #CzarnyPiątek z całkowitym najazdem na KK - sorry - ale gdzie poczucie etyki i własne sumienie. Nie trzeba chyba chodzić do kościoła, by odróżniać dobro od zła.

Niemniej jednak zgadzam się z tymi drugimi jeśli chodzi o możliwość dokonania wyboru. Sprawa aborcji nie jest sprawą prostą i zero-jedynkową, ale oba protesty właśnie taką ją czynią.
"Biali" powinni zrozumieć, że posiadanie możliwości wyboru nie równa się podjęciu decyzji o aborcji, a "Czarni", że zamiast prostego i głośnego "NIE" - warto przedstawić jakieś rozwiązania.

Rząd zaś - zwłaszcza taki odwołujący się do historii Polski i Polaków - powinien pamiętać, że zakazy w tym kraju zazwyczaj nie prowadzą do niczego dobrego. Zamiast tego, lepiej wyedukować. Nie bać się tego tabu, jakim jest na przykład antykoncepcja.
Jeśli ktoś ma stanąć przed decyzją, czy dziecko usunąć, czy nie, bo od tego będzie zależał komfort życia, bo zmniejszy się przestrzeń życiowa, bo płeć nie jest taka, jak sobie wymarzyli rodzice, to ja uzasadnienia dla zabiegu nie widzę. Bądźmy dorośli odpowiedzialni. Po to właśnie są metody zabezpieczania się. Jeśli nie chcecie mieć dzieci, to starajcie się zapobiegać, a nie "leczyć"

Oczywiście nie mówię o przypadkach ciąż pochodzących z gwałtów. W tym wypadku (może już tak jest i to byłoby super) uważam, że najlepszym kompromisem byłoby wprowadzenie procedury, w której ofierze podawana jest pigułka "dzień po". Życie, które mogłoby powstać w wyniku takiego czynu, byłoby, moim zdaniem, największą ofiarą całego zdarzenia i uważam, że tu nie ma o czym więcej dyskutować.

Jeśli jednak - zabawa była obopólna, ale efekty psują wam komfort - sorry - mojego zrozumienia nie znajdziecie.


Druga sprawa to dzieci, które mogą się urodzić chore. W tym wypadku bardzo często wystarczy, że rodzice usłyszą, "down" i czują się już jak skazani na dożywocie. Boją się o dziecko i o siebie, a także o to, że państwo im za bardzo nie pomoże. I tu znowu jest pole do popisu właśnie dla państwa.
Nie zakazujcie. TO do niczego dobrego nie doprowadzi. Zamiast tego pozwólcie rodzicom dowiedzieć się czegoś więcej na temat choroby swojego przyszłego potomka. Być może jest to wersja łagodna tej choroby, być może wasze dziecko osiągnie pełną samodzielność i jeszcze będziecie dumni. Może warto byłoby zorganizować spotkania z rodzinami, którzy już wychowują takie dziecko i zaufać przyszłym mamom i tatom, że podejmą właściwy wybór.
Tymczasem rodzice boją się tego, że przy ciągłej opiece nie będą mieli za co żyć, że dziecko będzie cierpiało, że kiedyś ich przeżyje i kto się nim zajmie... boją się, bo Państwo nie udziela w tej kwestii jasnych i wiążących odpowiedzi, a częściej słyszy się o minusach niż o plusach.

Być może też warto czasem zaufać medycynie i jeśli ona twierdzi, że dziecko nie przeżyje, albo będzie bardzo cierpiało przed śmiercią, to trzeba by się zastanowić, czy bardziej ludzka jest ochrona życia, czy ochrona przed cierpieniem i torturą.


Nie ma białego, czy czarnego - czytam relację i widzę, że wszyscy są aż buraczkowi z emocji.


Tutaj nie ma też jednoznacznie dobrego wyjścia, ale tak skonstruowany zakaz to błąd. Nie możecie ludziom zabierać wyboru. Możecie ich nauczyć czegoś więcej, zanim zaczną wybierać. I to może być właściwa droga.


Pieprzony #SzaryPiątek