Ten wpis mógł sie pojawić już prawie miesiąc temu. Bo właśnie wtedy Całej Familii Tatusia-Bajarza udało się wybrać na Titanica.
Jednakże przez ten miesiąc wiele różnych rzeczy się wydarzyło, a Familia, jako przedstawiciele frakcji ludzi szczęścliwych, z czasem jest co nieco na bakier. Nie zmienia to jednak faktu, że na początku czerwca udało nam się całym składem zameldować na pokładzie tego pasażerskiego cudu techniki.
Udało nam się to, bo do 09.10.2016, w Pałacu Kultury i Nauki dostępna jest wystawa zatytuowana "Titanic. The Exhibition". Jeśli po lekturze tego wpisu będziecie chcieli dowiedzieć się czegoś więcej na temat samej wystawy, to najlepiej zrobicie zaglądając na stronę wydarzenia.
Najpierw kilka słów o warstwie organizacyjnej. Wystawa ma swoją siedzibę na czwartym piętrze PKiN. Można tam dojechać windą, chyba, że ktoś chce się sprawdzić (w dniu naszej wizyty widoczne były tabliczki informujące o II Biegu im. Stanisława Tyma - jeśli wiecie, o co mi chodzi).
Ta inforamcja jest o tyle istotna, że na to wydarzenie przybywali również ludzie z wózkami. Nie było ich wielu, ale byli widoczni. Wystawa zajmuje podobno ok. 2000 m2. Być może ciężko będzie w to uwierzyć, ale nawet tak duża powierzchnia nie pomieściła wszystkich odwiedzających w danym dniu, na jeden raz. Już na pierwszy rzut oka wydawało się, że pchamy się w dziki tłum, i że będzie ciężko. Przeczuwaliśmy też kłopoty z pociechami. Poza zawsze możliwym znudzeniem, groziło przecież "nadmierne rozchodzenie się".
Nie chcę ściemniać, że wszystkie nasze obawy się szybciutko rozwiały. Młodszy i Młoda jednak byli odrobinę zbyt młodzi na taką eskapadę. Ale to bardziej złożone.
Już na dzień dobry, przywitali nas stewardzi (i stewardessy) rozdający słuchawki z przewodnikiem. I tu - całkiem szczerze - uważam leży jeden z największych plusów tej wystawy. Głos w uszach prowadził nas od jednego eksponatu, do drugiego i do następnego. Tym samym nadawał całej wycieczce konkretny kierunek. Oczywiście, gdyby ktoś się uparł mógłby sobie chodzić tam i siam (to zdecydowanie najbardziej ulubiona z ostatnich obserwacji Tatusia-Bajarza... tam i siam... ), ale z jakiegoś powodu większość zwiedzających, uważnie zasłuchana, przechodziła zgodnie ze wskazówkami.
A Młody... Młody był wniebowzięty. Założył słuchawki o kilkanaście sekund wcześniej i Tatuś-Bajarz z rosnącą dumą obserwował kątem oka, gdy syn znikał w poszukiwaniu następnego eksponatu. Od czasu do czasu starał się dzielić świeżo nabytą wiedzą. Być może odrobinę za głośno, ale w tym miejscu znowu brawa dla słuchawek - doskonale tłumiły zewnętrzne bodźce.
Czmychał więc od zdjęcia do zdjęcia, od gabloty do gabloty i od kajuty do kajuty...
... i chwalił się czymś nowym. Oczywiście Tatuś-Bajarz wiedział, że za krótką chwilę usłyszy to samo, ale Młody opowiadał z takim zaangażowaniem, że wkrótce Tatuś słuchał przewodnika już tylko jednym uchem.
Ukochana musiała niestety przyspieszyć swoje zwiedzanie. Jak już zostało wspomniane, dla Młodszego i Młodej wystawa była odrobinę przydługa. Aby więc nie psuć zabawy pozostałym uczestnikom, przeszła dalej. Na szczęście musiała ominąć tylko niewielki kawałek.
Wystawa przekazuje całkiem dużą dawkę wiedzy na temat tego, najsłynniejszego chyba, statku pasażerskiego. Ktoś bardziej "obeznany" z tematem, mógłby się prawdopodobnie wypowiedzieć na temat warstwy merytorycznej. Niemniej jednak na naszej Familii ogromne wrażenie zrobiła warstwa wizualna i - jakby nie było - popularyzatorska. Mimo wieku Młodego, rozmowy po wystawie nie ograniczały się do prostego pytania "jak ci się podobało?" i równie prostej odpowiedzi "bardzo". Okazało się, że niejednokrotnie zauważył on drobiazgi, które nam umknęły. Bez problemu też będzie wiedział, co powiedzieć, gdy zobaczy okręt z czterema dymiącymi kominami...
A na koniec... sklepik. Niestety - w wyprawie rodzinnej nie można tego wątku pominąć. Kiedy miniemy już ostatnie eksponaty i oddamy przewodnika, kiedy wpiszemy się w Księgę Okrętową i po raz ostatni spojrzymy na pokład, możemy udać się do sklepiku z pamiątkami. A wybór w nim jest przeogromny.
Ogólne wrażenie, jest bardzo pozytywne i miejscami oszałamiające. Nie uniknie się też pewnej huśtawki emocji. Z jednej strony piękno i przepych, a z drugiej tragedia i rozpacz. Wielokrotnie na tej wystawie można doświadczyć chwili zadumy - nad ludzką odwagą... i głupotą. Pytanie "co ja bym zrobił w takiej sytuacji" pojawi się prawie na pewno.
Wystawa potrwa do października 2016. Spieszcie się, bo warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz